czwartek, 26 września 2013

Rozdział 4

Edytuj post
Przejechałam opuszkiem palca po gojących się szramach.
Nie zdążyło minąć wiele czasu, więc wciąż były wypukłe i zaczerwienione. Na szczęście nie było to nic poważnego. Jakimś cudem, choć pocięłam się głęboko,ostrze nie dosięgnęło żył.
Ten chłopak mnie uratował. Dzięki niemu wciąż żyję.
Ta myśl nie dawała mi spokoju. Śniłam o nim. Jedyny plus całej tej sytuacji - mogłam spać chociaż kilka godzin w nocy.
Kim on jest? Po co mnie uratował?
Mogłabym tak pytać w nieskończoność, a i tak nie uzyskam odpowiedzi. Niebieskooki tak jak niespodziewanie się pojawił, tak samo zniknął. Pogodziłam się z tym, że nigdy więcej już go nie spotkam.
-Lana, możesz powtórzyć to co powiedziałem? -głos nauczyciela angielskiego przerwał moje rozmyślania. Znów źle wypowiedział moje imię.
Spojrzałam na przygrubego mężczyznę z okularami na nosie.
-Niestety nie - odpowiedziałam starając się ukryć w jakiś sposób mój szkicownik.
Mimo moich starań nauczyciel wyciągnął w moim kierunku otwartą dłoń i rzucił znaczące spojrzenie na zeszyt.
Niechętnie podałam mu moje rysunki.
Od paru dni rysowałam tylko TE oczy.
Mężczyzna przekrzywił głowę wertując kartki by już po paru sekundach oddać mi moja własność.
-Odnotuje twoje zachowanie -poinformował i zajął się prowadzeniem lekcji.
Grzebiąc w szafce, nie poczułam jak ktoś stoi za moimi plecami. Robiąc krok w tył poczułam na swoich plecach czyjś tors. Po chwili poczułam ostry, nieprzyjemny zapach perfum. Zmarszczyłam nos i po chwili rozpoznałam zapach. Krew w żyłach zaczęła płynąć szybszym tempem. Mięśnie brzucha zacisnęły się. Oddech uwiązł mi w gardle.
-Cześć księżniczko. - usłyszałam szept w uchu.
Krew momentalnie stanęła, za to oddech urósł do nienaturalnego tempa. Wszystko zaczęło kręcić się wokół mnie. Skamieniałam. Nie byłam w stanie nic zrobić.
Poczułam jak ten obleśny typek obraca mnie przed siebie i już po chwili byłam przygwożdżona do szafek. Jego tors opierał się o moją klatkę piersiową. Był wysoki. Przerażająco wysoki. Oddech znowu stanął.
-Tęskniłem skarbie. - jego oddech oblał moją twarz.
Chciałam stamtąd zniknąć. Rozpłynąć się. Jak cudownie byłoby podryfować w czarującej pustce pełnej bezdennej nicości. Ale tutaj rzeczywistość. Coś gdzie nie masz szansy być szczęśliwym.Coś gdzie wszystko sprowadza się do materializmu.
-A co ty dzisiaj taka cicha? - oparł swoje czoło o moje.
Czułam jak zbiera mi się na wymioty. To ja jeszcze mam czym?
-Puść mnie, proszę. - to jedyne co udało mi się powiedzieć przez zaciśnięte gardło.
- A co się stało z twoim temperamentem, hmmm? - zakpił ze mnie.
Czułam jak bezsilność uderza w mój brzuch i roznosi się po całym ciele. Czułam jak jego opuszki palców błądzą po moich ramionach. Nagle pomknęły w dół i zacisnęły się na nadgarstkach. Miałam ochotę wrzasnąć, ale ograniczyłam się do krótkiego przekleństwa w myślach.
-Odwaga zniknęła, co? Czy może jednak zrozumiałaś, że jestem tym jedynym, hmmm? - syknął mi do ucha.
Brakowało mi sił.
-Puść mnie, zostaw, błagam. - nie byłam w stanie walczyć.
-Najpierw się lepiej poznajmy. Jestem Ben. A ty, piękna? - przesunął swoim nosem o mój.
Zaraz rzygnę. Czemu to nie jest wieżowiec i nie mogę stąd skoczyć? 
-Lena. - szepnęłam.
Czemu ja to powiedziałam? Czemu ja to do cholery wypuściłam z ust?!
-Jak ładnie... - nie dokończył.
-Puść mnie. - warknęłam mocno podirytowana.
Byłam już wnerwiona, ale cała moja siła ulotniła się wraz ze szczęściem. 
-Nie wiem, czy to będzie taki łatwe, bo...
-Będzie łatwe. - warknął ktoś zza Bena.
Ciało mojego nieprzyjemnego towarzysza zostało nagle ode mnie oderwane. Miałam tak słabe kolana, że zjechałam po szafkach na sam dół. Przymknęłam powieki. Usłyszałam tylko stłumiony dźwięk uderzenia i jak ktoś odchodzi, zapewne kulejąc. Dopiero wtedy odważyłam się podnieść wzrok. Przede mną klękał Colin i coś do mnie mówił. Ale co on tutaj robi?! Przecież zaczyna lekcje dopiero za godzinę... Ale co on mówi? Słabo mi. Ciemność.
Obudziłam się czując znajomy zapach pościeli w moim pokoju. Byłam szczelnie przykryta kołdrą, ale czułam czyjąś obecność. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam po pokoju. Obok mnie spał Colin. Zmarszczyłam brwi, ale po chwili wszystko sobie przypomniałam. Okryłam go kołdrą i zeszłam na dół.
Usidłam w pustej kuchni, w pustym domy, z pustymi ścianami, który jest kobiety o pustym sercu. Patrzyłam się na białą przestrzeń przede mną. Nie byłam w stanie niczego zrozumieć. Nie zdążyłam nawet dojść do tego od czego powinnam zacząć, kiedy usłyszałam głos za sobą.
-Co ty ze sobą wyprawiasz? - spytał Colin.
Powoli obróciłam się na krzesełku i spojrzałam w oczy Colina.
Były puste. Och, czyli on też nie jest skory do wylewania uczuć?
-A co miałabym robić? - odpowiedziałam, unikając odpowiedzi.
-Mnie nie okłamiesz. - syknął.
Podszedł do mnie i nerwowo zacisnął palce na moim ramieniu.
-Myślisz, że nie widzę jak nieudolnie próbujesz rozsmarować jedzenie po talerzu? Jak wyrzucasz z siebie każdy posiłek? Że nie widzę tych wszystkich szram i siniaków? Nie jestem ślepy jak większość osób w tym domu. Nie jestem jak moja matka, czy twój ojciec. Nie jestem jak ta mała, cholerna Madie. Siedzimy w tym razem. Oboje musimy przeżyć jeszcze parę lat w tym domu. O ile można to coś nazwać domem. Nie wmówisz mi, że wszystko jest okej. - powiedział.
Czułam jak wszystko powraca. Jak każda zraniona cząsteczka mnie zaczyna wrzeszczeć. Jak całe zło wypływa na wierzch. Jak ten cały ból, ukryty gdzieś głęboko, powraca na nowo. Czułam, jak się rozpadam.
-Ja już nie daję rady, Col. - szepnęłam i wtuliłam się w jego tors, wybuchając niepohamowanym szlochem.
-Będzie dobrze, poradzimy sobie jakoś.-wyszeptał cicho mój przyrodni brat.
Zacisnęłam mocniej palce na jego karku gdy do kuchni wleciała Szczerbata Wiedźma. 
-Lena, podgrzej mi kolację. -powiedziała nawet nie spoglądając w naszym kierunku i poszła do salonu zakładając jednocześnie na uszy słuchawki.
Colin zaśmiał się mi do ucha i wypuścił ze swoich objęć. 
-Nakarm Madie, a ja spadam do Josha. -posłał mi ciepły uśmiech i pomimo zaczerwienionych oczu wyglądało to bardzo przekonująco. 
-Jasne - powiedziałam cicho wycierając łzy rękawem swetra.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami wejściowymi i zabrałam się za odgrzewanie spaghetti.
Parujący makaron z sosem posypałam startym parmezanem i zawołałam moją pseudo siostrę.
Wierna kopia Elizabeth przyszła do kuchni, usiadła na krześle na przeciwko mnie i wyjęła z uszu słuchawki.
Słysząc z telefonu znaną mi melodię, zdziwiłam się. 
-Co to za piosenka? -zapytałam.
Dziewczynka popatrzyła na mnie jak na idiotkę, ale nic nie odpowiedziała. 
Odłączyła za to słuchawki od komórki bym mogła lepiej usłyszeć tekst piosenki. 
W pewnym momencie Madie wrzasnęła.
-Słyszysz?! Solówka mojego męża! -wykwiczała plując mi przy tym na twarz.
Zniesmaczona potarłam dłonią policzki.
-To znaczy kogo? -zapytałam z zapewne żenującą miną.
Bachor znów nie odpowiedział na moje pytanie i zaczął puszczać coraz to lepsze piosenki tego samego zespołu. Jak dla mnie trochę zbyt radosne, ale co się dziwić. Według mego gustu nawet marsz żałobny jest zbyt radosny.
Po kilku kolejnych utworach zrozumiałam, że śpiewa w nich kilka głosów. Każdy inny, aczkolwiek dobrze współgrający z następnym. Jeden z nich zaintrygował mnie najbardziej.
Właściciel ów głosu, zapewne chłopak, miał taką ciepłą barwę i miły akcent. 
Ale chwileczkę... Od kiedy to co miłe i ciepłe mi się podoba?
Cholera, od kiedy cokolwiek mi się podoba?
Pewnie umarłam. Pocięłam się, umarłam i teraz jestem w piekle. Nie mam innego wytłumaczenia na moje irracjonalne zachowanie.
-Dobra, Maddie, wyłącz tą przeklętą muzykę i zacznij jeść spaghetti, bo wystygnie -powiedziałam utwierdzając się w przekonaniu, że jednak nie pocięłam się, żyję oraz nie jestem w piekle i odeszłam od stołu.
  Wchodząc do pokoju zamknęłam drzwi na klucz. Chciałam mieć pewność, że nikt, a zwłaszcza ta potworna Madi, nie wejdzie mi do pokoju. Położyłam się płasko na brzuchu obok łóżka i zaczęłam pod nim grzebać. Wyciągnęłam sztalugę, 6 rodzajów farb, pędzle, brystole, bloki, tylko nie to co potrzebowałam. Wsunęłam wszystko z powrotem i zaczęłam się zastanawiać. Nagle olśniło mnie. Stanęłam na krześle od biurka i zdjęłam z szafy czarny pokrowiec. Schodząc na dół powoli rozsunęłam  zamek. Czarna powłoka zdążyła się już mocno zakurzyć przez te parę miesięcy. Wyjęłam z niego drewnianą gitarę i otrzepałam z kurzu. Usidłam na podłodze. Wygodnie ułożyłam gitarę na kolanie i palce na strunach. Spokojnie nastroiłam dawno nie używany instrument i zaczęłam grać. Dłoń gładko przechodziła po gryfie, kiedy palce drugiej ręki delikatnie szarpały struny. Każda nutka harmonizowała się z poprzednią tworząc słodką całość. Delikatnie odchrząknęłam, a po chwili z moich ust zaczęły wydobywać się słowa:

Another day another life
Passes by just like mine
It's not complicated

Another mind
Another soul
Another body to grow old
It's not complicated

Do you ever wonder if the stars shine out for you?
Float down
Like autumn leaves
Hush now
Close your eyes before the sleep
And you're miles away
And yesterday you were here with me

Another tear
Another cry
Another place for us to die
Its not complicated

Another life that's gone to waste
Another light lost from your face
It's complicated

Is It only wonder or do birds still sing for you?
Float down
Like autumn leaves
Hush now
Close your eyes before the sleep
And you're miles away
And yesterday you were here with me

Ooh how I miss you
My symphony played the song that carried you out
Ooh how I miss you
And I miss you and I wish you'd stay
Is it any wonder that the stars shine out for you?
Float down
Like autumn leaves
Hush now
Close your eyes before the sleep
And you're miles away
And yesterday you were here with me

Float down
Like autumn leaves
Hush now
Close your eyes before the sleep
And you're miles away
And yesterday you were here with me

Ooh oh, ooh oh
Ooh oh, ooh oh

Touch down
Like a seven four seven
Stay out and we'll live forever now

Wczoraj byłaś obok mnie, a dziś jesteś mile stąd... Słowa wciąż dźwięczały w mojej głowie. Jakie to dziwne. Minęło tyle lat, a ja się wciąż czuję jakbym straciła cię kilka godzin temu. Jakbyś jeszcze rano życzyła mi miłego dnia, gdy wychodziłam do szkoły. A kiedy orientuje się, że nie ma ciebie już te trzy lata, czuję się tak samo. Tak samo jak wtedy, kiedy weszłam do domu. Nie było cię wtedy tam. A zawsze byłaś. I czuję ten sam ból, kiedy przybiegła do mnie babcia i powiedziała, że jesteś w szpitalu. I wciąż czuję to samo rozczarowanie i tęsknotę wyżerające serce, kiedy odeszłaś. I tak w kółko. Już dawno przestałam żyć, ja już tylko funkcjonuję.
Kolacja. Jak ja nienawidzę tego słowa. Oznacza jedzenie. Przegryzanie, połykanie i cała ta afera z przyjmowaniem kalorii. Nienawidzę tego. Na samą myśl czuję jak przełyk zaciska się i nie chce dopuścić do siebie ani kęska. Bo po co mi? I tak już jestem wystarczająco tłusta.  Nie chcę ważyć ani grama więcej. A każda pojedyncza kaloria przybliża mnie do kolejnego kilograma na wadze. To takie potworne.
Chwytając sztućce czułam jak nitki sweterka zahaczają o strupy na nadgarstkach. Każda pojedyncza cząsteczka bólu wlewała na moją twarz uśmiech. Dzięki niemu zapomniałam, że cokolwiek jem. I właśnie tak pochłonęłam całą kolację. Włącznie z deserem.
Rozmowa rutynowo polegała na opowiadaniu sobie dnia: przykrych zdarzeń, zabawnych historyjek, monotonnych wydarzeń i ogółem całego tego gówna świata. I wszystko  byłoby dobrze i naturalnie, gdyby nie jedno, bardzo głupie zdanie z ust Madeline.
-A ja dziś słyszałam jak Lena gra na gitarze w swoim pokoju! - wykrzyknął ten głupi dzieciak.
Wszystkie oczy nagle zwróciły się ku mnie. Zapanowała cisza. Elizabeth patrzyła na mnie wzrokiem  ''Jakim prawem umiesz więcej od moich dzieci!'', Madi cieszyła się jak głupia, ojciec wpatrywał się z lekko uchylonymi ustami. Natomiast Colin uniósł lekko prawą brew i patrzył się na mnie z lekkim uśmiechem.
-Madi, wydawało ci się. To leciało z płyty. - gładko skłamałam, siląc się na uśmiech.
-Nie prawda! Doskonale słyszałam! Najpierw ją nastroiłaś, potem grałaś. Ach, no i jeszcze śpiewałaś taką piosenkę. Trochę smutną, ale bardzo ładną. No i ślicznie śpiewasz. - zaprotestował potwór.
W tym momencie miałam ochotę wstać, wziąć tego bachora na ręce, wyjść na dach i go stamtąd zrzucić. A najlepiej to sama skoczyć.
-Nie miałem pojęcia, że potrafisz... - wydukał ojciec przez wciąż rozchylone wargi.
Powiedział to po polsku. Elizabeth posłała mu oburzone spojrzenie, przypominając, że to ją uraża. Tata jakoś specjalnie się tym nie przejął.
-Ty ogółem nic o mnie nie wiesz. I nigdy nie chciałeś wiedzieć. - warknęłam w stronę ojca w ojczystym języku.
Z impetem odsunęłam krzesło i wyszłam z jadalni, rzucając na odchodnym obrażone: dziękuję, było pyszne. Zdążyłam zarejestrować jeszcze zmartwioną minę ojca i zdezorientowanie innych. Potem nie wiem jak i kiedy znalazłam się w swoim łóżku, zakopując się szczelnie w kołdrę. Kiedy ja zdążyłam się umyć?!
 Była jakoś trzecia w nocy, kiedy usłyszałam jak ktoś uchyla drzwi mojego pokoju. Szybko zamknęłam oczy i udawałam, że śpię. Przecież ktoś tak szczęśliwy jak ja, nie może wiedzieć co to bezsenność.
-Doskonale wiem, że nie śpisz. - usłyszałam głos Colina.
Odetchnęłam z ulgą.
-Nie wiedziałam, że to ty. Stało się coś? - odpowiedziałam, podnosząc się na łokciach.
Colin stanął obok łóżka. Posunęłam się i poklepałam miejsce obok. Chłopak zwinnie wskoczył pod kołdrę i położył się obok.
-Madi miała rację, prawda? - spytał bawiąc się rowkiem kołdry.
-Tak. Skąd wiesz? - spytałam.
-Uśmiechnęłaś się. Tylko, że nie prawdziwe. Sztucznie. I chociaż masz to opracowane do perfekcji, to ktoś taki sam jak ty rozpozna fałszerstwo. Kłamałaś, mówiąc, że nie umiesz grać. - odpowiedział chłopak.
-Muszę zmienić taktykę. - szepnęłam i opadłam na poduszki.
-Mogę zostać? - spytał Colin lekko niepewnym głosem.
Zdziwiło mnie to pytanie. Ale chyba czas na zmiany.
-Pewnie. - odszepnęłam.
Przytuliłeś mnie delikatnie. Tak jak brat przytula siostrę. Jak przyjaciel przyjaciółkę. I po chwili spaliśmy razem, oddychając tym samym tempem.

icant breatheicantsmile:
Rozdział czwarty! Sama dziwię się, że praca idzie nam aż tak dobrze. Zważywszy na to, że jestem zwykle mało zgodna. Kamila musi być jakimś cudotwórcą. Z resztą jej talent nie zatrzymuje się tylko na pozywywnym wpływie na innych ludzi, ale pisze też świetne opowiadania! Chyba sami możecie to ocenić czytając poszczególne fragmenty rozdziałów. Uzupełniamy siebie nawzajem i to jest wspaniałe.
Mam tylko prośbę do wszystkich czytelników: wszystkie rozdziały piszemy wspólnie i nam obu jest niezręcznie gdy ktoś pisze w liczbie pojedynczej w komenatrzu. Ale też dziękujemy z całego serca za opinie i zachęcamy do dalszej lektury. Obiecuję, że już niedługo pojawi się One Direction! Buziaki.

Kamila (Zarozumialec .!)
Ta dam! Wszystko idzie jakoś tak lekko i tak dziwnie. Z reguły wyklinam wszystkich, kiedy wciskają mi się ze swoimi pomysłami, ale wyjątkowo ta funkcja wyłącza się, kiedy pracuję z icantbreatheicantsmile (na prawdę nie rozumiem jej awersji do swojego imienia, jest lepsze od mojego). Cieszę się, że zrobiłam wreszcie coś wbrew sobie i napisałam do tej mega utalentowanej dziewczyny.
Rozumiem, że nie wszyscy są zainteresowani notatkami pod rozdziałami, ale one czasem mają dużo informacji, także warto je czytać. Teraz nie chcę być dla nikogo nie miła, ale po powtarzam, że to dość irytujące, kiedy ktoś pisze do nas komentarze, jak do jednej osoby. Ja rozumiem, że nie wszyscy zwracają uwagę na autorów, ale chyba powinni. Przecież to dzięki nim coś powstaje. Kiedy czytamy komentarze do jednej osoby czujemy się dość niezręcznie, bo przecież jeszcze jest ta druga osoba, dzięki której to jest.
Ale koniec umoralniających gadek. Trzymajcie się, idźcie na przód i w ogóle ''carpie diem''. Do napisania!
Właśnie zorientowałam się, że napisałam prawie to samo co moja koleżanka z góry... Ale porażka.

7 komentarzy:

  1. Okkk
    no więc piszę do was obu ;)
    Z*a*j*e*b*i*s*t*y! Obie macie niesamowity talent :) jesteście stworzone do pisania ;) trzymajcie tak dalej <3
    Do następnego xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy! To na prawdę motywuje Nas do dalszej pracy! No i cieszymy się też, że znajdują się osoby czytające dopiski pod rozdziałami :D Do napisania!

      Usuń
  2. Ojej mega ;D
    Świetnie napisane! ;]
    Oby tak dalej
    Pozdrawiam Bella♥

    zapraszam na:
    http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy!
      Każdy komentarz na prawdę bardzo motywuje.
      Także pozdrawiamy i życzymy miłego dnia/wieczoru/nocy.

      P.S: już zajrzałam do Ciebie i jest genialnie.

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sorki, mam małe problemy z laptopem. Napiszę jeszcze raz:
    Macie ogromny talent. Obydwie. I mam nadzieję, że tak szybko nie porzucicie (najlepiej w ogóle) tego opowiadania bo bardzo mi się ono podoba^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Super !!! Nawet nie wiecie jak się cieszę że znalazłam ten blog !!! Jesteście niesamowite i macie ogromny talent !!!

    OdpowiedzUsuń

Credits crazykira-resources | LeMex ShedYourSkin | ferretmalfoy masterjinn | colourlovers FallingIntoCreation