piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 19

Edytuj post 20 komentarzy
Drażniący dźwięk dzwoniącego telefonu wybudził mnie z lekkiego snu. Na ślepo chwyciłam urządzenie i odebrałam.
-Słucham? - mruknęłam po polsku.
Mój głos był zachrypnięty od płaczu.
-Lena? Lena, gdzie ty jesteś? - usłyszałam po drugiej stronie głos Nialla.
-W łóżku. A gdzie indziej miałabym być o... Która godzina? - spytałam zdezorientowana, zmieniając język.
-Trzecia w nocy. Lena, pytam na poważnie, gdzie ty pojechałaś? - spytał ponownie chłopak.
I wtedy mnie olśniło. Wieczorem zapakowałam się do taksówki, uciekając przed Niallem i teraz jestem w hotelu.
-Hotel. Jestem w hotelu. Dlaczego do mnie dzwonisz o 3 w nocy? - zdziwiłam się.
-Dzwonię do ciebie od 22, dopiero teraz odebrałaś.W jakim hotelu? W Londynie jest ich pełno. - nie ustępował.
-Niall, nie wiem. Nie patrzyłam, gdzie jadę. Chcę wrócić do spania. - zaczęłam marudzić.
Ale właściwie dlaczego ja jestem w pokoju hotelowym? To pytanie tak mnie rozbudziło, że gwałtownie usiadłam na łóżku, przypominając sobie całe wczorajsze popołudnie.
Ale wpadłam.
-Lena, masz mi w tym momencie powiedzieć, gdzie jesteś. - zażądał blondyn.
-Wybacz, muszę kończyć. - mruknęłam w słuchawkę i zakończyłam rozmowę.
Ignorując nieustające dzwonienie, z powrotem upadłam na poduszki.
Co ja najlepszego narobiłam? Uciekłam jak jakiś tchórz, zamiast tam zostać i z nim porozmawiać. A teraz jestem w jakimś hotelu, nie wiem gdzie, jest 3 w nocy i oficjalnie zawaliłam.
Ciekawe co powiem tacie, kiedy spyta mnie o rachunek za hotel.
Może najlepiej będzie, jeśli odbiorę ten telefon, porozmawiam z Niallem, a jutro jakoś do niego wrócę (o ile on na to pozwoli).
Jednak rozmowa z nim, to sytuacja, której wolałabym uniknąć, bo boję się, że znowu zacznie krzyczeć i mówić o mojej nieodpowiedzialności. Nie chcę tego słuchać.
Chyba nie pozostaje mi nic innego jak trzymanie się wcześniej ułożonego planu.

Kiedy o 6 rano podniosłam się z łóżka, postanowiłam odebrać telefon od Nialla.
-Tak? - powiedziałam do słuchawki.
-Lena! Już myślałem, że nie odbierzesz. Znowu. Proszę cię, powiedz mi, gdzie jesteś. Przyjadę po ciebie, wrócimy do mnie i wszyscy będą szczęśliwi. - zaczął Niall.
-Ale ja nie chcę wracać. - przerwałam mu.
-Co? Ale... Czemu? - zdziwił się.
-To głupie. - przyznałam.
-Lena, po prostu to powiedz. Chcę wiedzieć. - jego głos był łagodny.
Uspokoił się.
-Boję się. - szepnęłam.
-Czego? Przecie... - przerwał, jakby dostał nagłego olśnienia.
Rzeczywiście, dostał.
-Lena, ja przepraszam. Na prawdę nie chciałem ciebie przestraszyć. Nie powinienem krzyczeć, ani się denerwować, nie powinienem wychodzić. Lena, Lenka, ja się po prostu o ciebie martwię i dlatego tak wyszło, przepraszam, nie powinienem tego robić. To się nie powtórzy, obiecuję. Proszę, nie bój się mnie. - ostatnie zdanie wyszeptał.
Oczami wyobraźni widziałam jego smutną minę, rozczarowanie samym sobą, strach, że stracił zaufanie. Chciałam mu powiedzieć, że już jest dobrze, że może po mnie przyjechać i że już się go nie boję, nadal mu ufam.
Tylko, że to byłoby kłamstwo.
Nie lubię krzyków, od małego zawsze bałam hałasu, huków. Jeśli ktoś na mnie podniósł głos: bałam się tej osoby. Zamykałam się przed nią, chowałam za nogami mamy, nie dałam się dotknąć. Mama nigdy nie krzyczała. Zawsze była spokojna i uśmiechnięta, kiedy coś przeskrobałam spokojnie ze mną rozmawiała, była wszystkim tym, czego potrzebowałam, aby ufać. Potem to zanikło, ale od śmierci mamy powracało napadami, czasem obezwładniając mnie całą, kiedy lądowałam pod kołdrą, skulona, zatykając uszy, nie pozwalając, aby jakikolwiek dźwięk do mnie dotarł. Teraz, kiedy zostałam całkiem sama, nawet bez babci, ten strach na stałe powrócił do mnie i pomimo, że to dziecięce, nie umiem sobie z tym poradzić.
-Nie umiem. - wyjąkałam.
-Lena, nie zostawiaj mnie. Ja... Zostawiłaś tu rzeczy, Nie puszczę cię, kiedy po nie przyjdziesz, ja... nie mogę cię stracić. - zaczął nieskładnie rzucać słowa.
Rozłączyłam się.
Czyli to teraz on popada w panikę.
Nie potrafię zrozumieć, dlaczego tak bardzo mu na mnie zależy. Dlaczego chce, żebym wróciła. Przecież jestem tylko nudną, nieudaną dziewczyną, która wlazła mu buciorami w życie. Brzydka, zamknięta w sobie, nigdy nikt mnie nie chciał. Nawet mój ojciec mnie olał i dopiero kiedy sytuacja go do tego zmusiła zainteresował się mną. Zawsze sprawiałam tylko problemy. On mnie nie potrzebuje. Powinien znaleźć kogoś uśmiechniętego, z kochającą rodziną, bez blizn, bez anoreksji, kogoś, kto nie będzie uciekał, bo on się zdenerwował. Zasługuje na coś więcej. Niezależnie od tego, jak bardzo JA chciałabym być wystarczająca, nigdy nie będę i muszę się z tym pogodzić.
Ale jak na razie potrzebowałam dostać się do swoich rzeczy, a zapowiadało się na to, że chłopak nie wyjdzie z mieszkania tak długo, aż ja tam nie przybędę.
Właściwie jest ktoś, kto mógłby mi pomóc.
Zaczekałam do godziny ósmej, w tym czasie rozpakowując swoją walizkę. Kilka minut po wspomnianej godzinie wybrałam numer, który nie wiadomo jak znalazł się w moich kontaktach.
-Słucham? - rozbrzmiał głos po trzech sygnałach.
-Cześć, Harry. Tutaj Lena, potrzebuję pomocy. - zaczęłam.
-Cóż, jeśli nie masz na myśli zabójstwa, mogę ci pomóc. - zareagował.
Po wyjaśnieniu sytuacji lokowaty zgodził się na wyciągnięcie Nialla z domu, nawet jeśli miałby to zrobić siłą. Jednak jak się okazało: za drobną opłatą. I wcale nie chodzi tu o pieniądze. Walutą miała być randka. Konkretniej: randka ze mną. Pomimo, że prawie każda nastolatka zgodziłaby się na to, na dodatek piszcząc i skacząc z radości, ja nie byłam co do tego przekonana. Jednak bardzo potrzebowałam dostać się do domu Nialla. Właściwie mogłabym namalować kolejny obraz, zdjęcia mam w laptopie, który ze sobą zabrałam, ale muszę mieć też gitarę. Nie miałam większego wyboru, więc zgodziłam się.
Miała być to jedna randka, nic więcej, potem wcale nie ma być z tego wielkiej miłości.
Jak ktoś może byś na tyle śmiały, żeby tego zażądać?
Z tego na pewno nie będzie żadnej miłości, nawet zauroczenia.

Rzeczą oczywistą jest to, że nie poszłam do szkoły. Na szczęście bez problemu weszłam do mieszkania, które było puste (jak się okazało, Harry musiał użyć siły; konkretnie wraz z Louisem, Zaynem, oraz Liamem wynieść Nialla na zewnątrz, a potem zapakować do auta i wywieźć, podobno nie było to łatwe, pomimo licznej przewagi). Szybko zabrałam instrument i obraz. Co prawda zostało tam jeszcze sporo moich rzeczy, które jakoś się nazbierały przez ostatni miesiąc, ale teraz nie dbałam o to, wzięłam tylko to, co było mi dzisiaj potrzebne.
Mogłam ruszać na egzamin.
Ale najpierw wróciłam do hotelu, wzięłam prysznic, ogarnęłam się, zabrałam zdjęcia, które wywołałam rano u fotografa, gitarę w pokrowcu zarzuciłam na plecy, a zapakowany obraz chwyciłam pod pachę. Wyglądając jak jakiś szalony artysta ruszyłam do budynku, gdzie miał się odbyć egzamin. Metrem, tak dokładniej.
Prezentacja moich umiejętności była raczej zwyczajna. Zabrano mi obraz i zdjęcia, kazano zagrać na gitarze, a potem powiedzieli, że jutro dostanę informację i pozostawili samej sobie. Właściwie miałam dwie godziny do spotkania z Colinem, więc wróciłam do hotelu, gdzie postanowiłam podsumować swój dotychczasowy pobyt w Anglii.
Na dobry początek poznałam swoją okropną macochę, a potem jej zepsute dzieci, które okazały się całkiem okej. Próbowałam się zabić, w czym przeszkodził mi chłopak, który ma oczy jak moja mama. Następnie okazało się, że ten chłopak należy do niesamowicie popularnego boysbandu, który miałam zaszczyt poznać na kolacji w idealnym domu, gdyż mój ojciec podpisał z nimi kontrakt na płytę. Udało mi się wprowadzić moją siostrę w anoreksję, co zaowocowało jej wylądowaniem w szpitalu, a to miało wpływ na to, że trafiłam na ulicę, skąd uratował mnie nie kto inny, jak chłopak, który wcześniej uratował mi życie. Potem od niego uciekłam i wylądowałam w tym hotelu zastanawiając się jak mocno upadłam na głowę, żeby umówić się z Harry'm Stylesem, który nawiasem mówiąc należy do tego samego zespołu i jest przyjacielem chłopaka, w którym się zakochałam i od którego uciekłam, choć uratował mi życie.
Trzeba było zamknąć się w pokoju i nigdzie nie wychodzić.

Zamówiłam taksówkę. Najpierw poprosiłam o podwiezienie do domu Elizabeth, gdzie zostawiłam gitarę (jakimś dziwnym trafem ponownie nikogo nie było). Wsiadając z powrotem do auta podałam kierowcy adres, który wysłał mi Colin. Miejsce do którego zostałam zaproszona okazało się zwykłym domkiem szeregowym z małym zadbanym ogródkiem przed nim.  Na moje nieszczęście było to jakieś dwie przecznice od mieszkania Nialla. Mam nadzieję, że tym razem pech postanowi mnie opuścić i nigdzie go nie spotkam.
Trochę niepewna zapukałam w drewniane, jasne drzwi i czekałam, aż ktoś mi je otworzy. Po chwili moim oczom ukazał się wysoki, szczupły chłopak, pewnie kilka lat starszy ode mnie. Miał na sobie czarne rurki i luźną, niebieską koszulkę w serek. Jego ciemnobrązowe, prawie czarne włosy były w całkowitym nieładzie, roztrzepane we wszystkie strony świata. Uśmiechnął się do mnie, ukazując rząd białych, równych zębów.
-Ty pewnie jesteś Lena. - powiedział jasnym, miłym głosem.
-Tak, a ty jesteś...?
-Mark, jestem Mark. - przedstawił się mi, wyciągając dłoń w moją stronę.
Chwyciłam ją na powitanie, a on wykorzystał to, ciągnąc mnie w swoją stronę, co spowodowało, że wylądowałam w dość szerokim holu. Chłopak pomógł mi zdjąć kurtkę i poczekał, aż zsunę trampki, następnie zaprowadził mnie do przestronnego salonu i kazał poczekać na kanapie.
Okej, czy ktoś może mi powiedzieć co tutaj się dzieje?
Staję się coraz bardziej nierozważna. Przecież on może być równie dobrze jakimś szalonym mordercą i gwałcicielem, który podszywa się pod bliskie osoby ludzi, wciągając ich do swojego domu, a każdy poznaje jego inne imię.
A jeśli Colin leży właśnie w piwnicy tego gościa, umierając na jakąś gangrenę? Może mój brat myślał, że ten koleś jest chłopakiem jego koleżanki i ma na imię Lewis.
Pewnie chce nas wszystkich pozabijać.
Albo ja naoglądałam się za dużo W-11.
Jak się okazało Colin jest cały i zdrowy, bo właśnie wszedł do pokoju z dwoma kubkami herbaty, a za nim szedł ten facet z jednym kubkiem.
Ymmm, czy on ma kota w drugiej ręce?
Colin przyciągnął mnie do uścisku, po czym wręczył kubek, informując mnie, że to sypana zielona, taka jaką lubię.
Grzecznie podziękowałam i powróciłam do zastanawiania się, co ja tu do cholery robię.
Na szczęście (lub może nieszczęście?) mój przyszywany brat (bo jak inaczej to nazwać?), (jejku, powinnam mniej myśleć o takich pierdołach), postanowił mi wyjawić powód dla którego mnie tu ściągnął.
-Skoro już poznałaś Marka... - przerwał i zwrócił się bezpośrednio do wspomnianego chłopaka - Błagam, powiedz, że się jej przedstawiłeś. - spojrzał na niego wątpiącym wzrokiem.
-Oczywiście, że to zrobiłem, nie jestem aż tak beznadziejny. - obronił się szatyn.
Colin pokiwał głową i odwrócił się z powrotem w moją stronę.
-...jest jedna rzecz w nim, o której musisz wiedzieć. - kontynuował.
Wiem, wiem!
Powie, że jest seryjnym mordercą i potrzebują mojej pomocy, żeby ukryć ciało jakiegoś niewinnego pięciolatka. Lub zginiemy.
 Dobra, koniec z kryminałami.
-Jest moim chłopakiem. - śmiało stwierdził.
Więc jednak żaden nie jest kryminalistą, są tylko kiepskimi komikami.
Albo może są dobrzy, tylko to ja nie mam poczucia humoru. Cóż, Colin powinien widzieć, że nie znam się na żartach, więc... och, to nie jest żart.
Mogę śmiało powiedzieć, że jestem w szoku. I to nie małym. Znaczy, to nie tak, że nie wiem kim są homoseksualiści. I to też nie tak, że ich nie toleruję. Nie, na prawdę nic nie mam do osób, które lubią tę samą płeć. Po prostu nigdy nie spotkałam się z tym tak bezpośrednio.  Czuję się z tym jakbym była nie na swoim miejscu. Ale ja prawie zawsze tak się czuję, więc to nie ma znaczenia.
-Czy to dla ciebie okej? - spytał po chwili Mark.
To trudne pytanie.
-Nie mam nic przeciwko, po prostu jestem trochę zdziwiona. Nie spodziewałam się czegoś takiego, to wszystko.Trochę czasu mi zajmie oswojenie się z tą myślą. - powoli wypuściłam przez wargi.
Potem rozmowa potoczyła się naturalnie. Kiedy na zegarku pojawiła się godzina 22 postanowiłam wrócić do hotelu. Stanowczo odmówiłam chłopcom odwiezienia mnie lub odprowadzenia, kłamiąc, że mieszkam dwie przecznice dalej. Właściwie nie do końca kłamałam, przecież niedawno rzeczywiście tak było.
Do drzwi odprowadził mnie tylko Colin.
-Lena, między nami jest tak jak wcześniej? - spytał niepewnie chłopak.
-Pewnie, że tak. Dlaczego myślisz inaczej? - spytałam zdziwiona.
Przecież nie jestem jakąś chorą osobą, która nie wie co to tolerancja, mam nadzieję, że to widać.
Blondyn tylko wzruszył ramionami i przyciągnął mnie do uścisku.
Za dużo kontaktu fizycznego jak na dzisiejszy dzień.
Pożegnaliśmy się i wyszłam z domu. Mogłabym zamówić taksówkę, ale ochota na spacer zwyciężyła. Nawet jeśli ktoś ma mnie po drodze zgwałcić i zabić, nie dbam o to. I tak nikt nie będzie po mnie płakał. Jedynym minusem tej całej wycieczki jest to, że muszę przejść obok mieszkania Nialla. Módlmy się, aby go nie spotkać.
Ale jak to być mną wiem tylko ja i tylko ja mogę być na tyle naiwna, żeby wierzyć w swoje szczęście.
Nie doszłam nawet do końca ulicy, kiedy usłyszałam za sobą głos niebieskookiego, który wołał moje imię. Zatrzymałam się w pół kroku i zajrzałam przez ramię. Chłopak był oddalony nie więcej niż trzysta metrów, ale może gdybym zaczęła biec... Nie, i tak nie ucieknę.
-Lena, nie uciekaj tym razem, proszę. - mówił Niall jakbym miała jakiekolwiek szanse.
I tak w końcu musiałabym z nim porozmawiać. W geście porażki obróciłam się w stronę blondyna, który miał mile zaskoczoną minę. Widziałam ulgę w jego oczach, kiedy wreszcie do mnie doszedł i przyciągnął do uścisku.
Czy dzisiaj jest jakiś dzień przytulania grubych, brzydkich, zakompleksionych nastolatek? Gdyby ktoś raczył mnie o tym powiadomić wcześniej pewnie nie wyszłabym z pokoju hotelowego.
-Zanim cię zamorduje za to, że uciekłaś, masz mi powiedzieć co robisz na pustej ulicy o 22, dwie przecznice od mojego mieszkania. - mruknął mi w szyję Niall.
A jednak jest jakiś morderca.

---------------------------------------------------------------------------
Tym razem nowy rozdział jest szybciej. 
Mam nadzieję, że jest okej i po południu wezmę się za kolejną część.
Chyba wracamy do formy.
A kto jest zaskoczony tym, że Colin ma chłopaka? 
Kamila.

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 18

Edytuj post 2 komentarze
Siedząc na lekcji angielskiego poczułam wibrację w mojej lewej kieszeni. Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam z niej telefon. Odblokowałam go i kliknęłam na ikonkę nowej wiadomości.

Nadawca: Art school
Odbiorca: Lena (ja)
Wysłano: 4 marzec 2013, 12:50
Przypominamy o jutrzejszym egzaminie, który odbędzie się o godzinie 18:00. Art school.

Jak oczywiste jest to, że o tym zapomniałam? Przez to całe zamieszanie z Maddie, Niallem i całą resztą zapomniałam o rzeczy, która ma mnie uratować od siedzenia w tym idealnym domu, do którego pewnie za niedługo wrócę, przecież nie będę mieszkała u Nialla do końca życia. Tak więc mam cały dzisiejszy dzień na ogarnięcie piosenki, zdjęć i rysunku. Świetnie, po prostu świetnie.
 Po szkole skierowałam swoje kroki do domu Elizabeth i taty, aby zabrać stamtąd kilka najważniejszych rzeczy. Weszłam na paluszkach, żeby nikt nie zauważył mojego przybycia, ale okazało się, że w domu nikogo nie było. Zadowolona poszłam do mojego pokoju i zabrałam stamtąd kilka rzeczy. Kiedy już wszystko spakowałam i wzięłam do rąk usłyszałam mój dzwoniący telefon z kieszeni. Rzuciłam wszystko na łóżko i nie patrząc na to, kto dzwoni odebrałam.
-Hej Lenka, mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - usłyszałam głos Colina.
Och, stęskniłam się za nim. Dopiero kiedy go usłyszałam uświadomiłam sobie, jak bardzo mi go brakuje.
-Nie, wszystko okej. Jak się masz na wygnaniu? - zażartowałam.
Dobra, to nie było śmieszne.
-Całkiem dobrze, mam nadzieję, że ty też. Wybacz, że cię tak trochę zostawiłem, przecież nie masz tu znajomych i teraz tak myślę, że mogłem ci pom...
-Colin, wszystko dobrze, poradziłam sobie. - uspokoiłam go.
Właściwie to Niall mi poradził, ale pomińmy ten fakt.
-Masz może jutro czas? - spytał głosem pełnym nadziei.
-Dopiero około 20.
-To świetnie. Chciałbym, żebyś kogoś poznała. To co powiesz na 20:30? - zaproponował.
-Dla mnie ok. A gdzie?
-Prześlę ci adres, a teraz wybacz, muszę kończyć. - powiedział Colin.
-Pa. - pożegnałam się i zakończyłam rozmowę.
Chwyciłam rzeczy z powrotem w dłonie i powędrowałam do domu Nialla, po drodze przewracając lampkę w przedpokoju, którą dość niezdarnie podniosłam.
Pod drzwiami mieszkania trochę walczyłam z zamkiem, ale w końcu udało mi się wejść <czyt. wpaść> do przedpokoju. Rzeczy położyłam na moim tymczasowym łóżku, a gitarę wcisnęłam pod nie, żeby Niall nie zauważył, że umiem grać.  Zdjęłam z siebie lekki płaszczyk i położyłam się na łóżku, włączając laptopa. Podłączyłam kartę pamięci od aparatu i wybrałam zdjęcie. Akurat to, któe zrobiłam idąc z Niallem do kawiarni. Kiedy byłam zajęta korektą nie zauważyłam, że Niall wrócił do domu i wszedł do mojego pokoju. Zwróciłam na niego uwagę dopiero kiedy położył się obok mnie, a jego usta wylądowały na moim policzku. Przestraszyłam się nagłego dotyku i lekko odskoczyłam w bok, szybko odwracając głowę w stronę blondyna.
-Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. - brzmiał na zdenerwowanego.
-Ja... Nic się nie stało. - zbagatelizowałam.
-Drzwi był otwarte. Dlaczego ich nie zamknęłaś? - spytał.
-Zapomniałam o nich, zamyśliłam się i tak jakoś... - nie dokończyłam.
-Każdy mógł sobie tutaj wejść, bo ty nie myślałaś o zamknięciu drzwi i nawet byś tego nie zauważyła, bo jesteś zbyt zajęta patrzeniem w komputer. - jego szczęka napięła się, a ton głosy stał się ostrzejszy i głośniejszy.
Rozumiem, że ma tu kilka wartościowych rzeczy i nie chce, żeby zniknęły, ale przecież każdemu się zdarzają takie rzeczy, a on wrzeszczy jakby stąd wszystko wyniesiono.
-Czy ty w ogóle myślisz? Najpierw dzwonią do mnie od ciebie ze szkoły, kłamię, że rozmawiają z twoim ojcem i dowiaduję się, że ważysz tyle, co nic, a teraz zostawiasz otwarte drzwi i nie zwracasz uwagi na to, co się dzieje w okół ciebie. - teraz już krzyczał, jego twarz przybrała zimny i zły wyraz twarzy, głos drżał od zdenerwowania, a jego oczy były chłodne i ciemnoniebieskie, prawie granatowe., szalało w nich wzburzone morze i powoli zaczął mnie przerażać.
Powoli wstałam z łóżka i cofnęłam się wgłąb pokoju, aż nie natrafiłam plecami na zimną ścianę. Niall był niestabilny emocjonalnie, zdenerwowany i zły, a z doświadczenia wiem, że tacy ludzie są zdolni do robienia różnych, często niewłaściwych i bolących rzeczy. Mój oddech stawał się płytszy i szybszy, kiedy co raz bardziej bałam się tego niedawno uroczego i spokojnego blondyna o cudownych, błękitnych tęczówkach, takich jakie miała moja mama. Ale ona nigdy nie krzyczała.
-Niall, j-ja przepraszam, ja, ja n-nie wiem, czemu im podałam twój numer, ja się bałam, że tata się dowie i Elizabeth będzie wściekła, ja zapomniałam o tych drzwiach, b-bo... nie wiem czemu, po prostu zapomniałam, j-ja tylko... - mój głos zaczął się łamać, kiedy próbowałam się uspokoić i wyjaśnić wszystko Niallowi, żeby tylko już nie był zły, żeby tylko nie krzyczał.
-Nie ważne. - warknął i wstał z łóżka, szybko podchodząc do drzwi - wychodzę - mruknął jeszcze i wyszedł z pokoju.
Słyszałam jak szybko przechodzi przez korytarz, potem nastaje krótka cisza, a następnie słyszę huk zamykanych drzwi wejściowych i szczęk zamka.
Nie ma go, wyszedł.
Na miękkich nogach wróciłam na łóżko, biorąc z powrotem laptopa i wracając do poprzedniej czynności.
Jakim prawem z chłopaka, który całuje mnie na powitanie w policzek, przepraszając, że mnie tym przestraszył stał się obojętnym dupkiem? Może lepiej byłoby, gdybym zeszła mu po tym wszystkim z oczu? Mam pieniądze mojego ojca, mogę pójść do jakiegoś hotelu. Teraz mogę wziąć tylko najważniejsze rzeczy, a kiedy będę wracała do domu Elizabeth, wrócę tutaj, kiedy on będzie na próbie, czy coś i zabiorę resztę. Tak, to właściwie dobry plan. Teraz dokończę obrabianie zdjęć, szybko coś namaluję i zostawię to tutaj. Wezmę ze sobą ciuchy, a między 10, a 15, podczas próby One Direction wezmę stąd obraz i gitarę. Tak zrobię. Chyba, że w międzyczasie wróci Niall, wtedy poczekam aż zaśnie i ucieknę.
Kiedy już wszystko przygotowałam zadzwoniłam po taksówkę i zaniosłam wszystko pod drzwi. Usłyszałam trąbienie, więc wyszłam przed mieszkanie i zamknęłam drzwi. Kierowca wyszedł z pojazdu i czekał aż podam mu bagaż. Ruszyłam w jego stronę i na końcu ulicy zobaczyłam JEGO.
Świetnie.
-Lena?! - krzyknął blondyn, a ja popadłam w panikę.
-Niech pan już wsiada i włącza silnik, błagam. - rzuciłam do niego, a on spojrzał na mnie ze zdziwieniem i współczuciem, ale wykonał moje zadanie.
-Lena, nie waż się wsiadać do tego auta! - krzyczał Niall i zaczął biec w moją stronę.
 Ja też rzuciłam się pędem do samochodu, wrzucając walizkę na tylne siedzenie.
Już miałam wsiadać do auta, kiedy zorientowałam się, że zostawiłam klucze w zamku.
Jestem zbyt głupia, żeby żyć na tym świecie.
Niall był w połowie drogi, dobrze, że ta ulica jest na prawdę długa.
-Lena, masz natychmiast wyjąć tą walizkę i wrócić do mieszkania! - krzyczał niebieskooki.
Podjęłam decyzję.
Najszybciej jak potrafię pobiegłam do drzwi i wyszarpnęłam klucze z zamka. Rzuciłam się w stronę taksówki i wsiadłam do niej, kiedy Niall był już przy niej.
Blondyn szarpnął klamką i już myślałam, że poniosłam sromotną klęskę, kiedy okazało się, że kierowca wspaniałomyślnie zablokował wszystkie drzwi.
-Lena, błagam cię. - jęknął rozpaczliwie Niall, pukając dłonią w szybę.
-Jedź pan, szybko. - poprosiłam, a przemiły mężczyzna ruszył do przodu, zostawiając za sobą krzyczącego chłopaka.
Jestem najgorszą organizatorką ucieczek ever.
-Gdzie mam panią zawieść? - spytał nagle siwiejący mężczyzna, a ja uświadomiłam sobie, że przecież siedzę w taksówce.
-Pod jakiś hotel. Nie mam na myśli najdroższego, ani nic, pod zwykły hotel, poproszę. - wyjaśniłam.
Podjechaliśmy pod spory, zadbany budynek. Podałam taksówkarzowi należne pieniądze z dość dużym napiwkiem, za to co musiał przeżyć wioząc mnie tutaj. Krótko podziękowałam i wyszłam z samochodu, zabierając walizkę. Na recepcji siedziała szczupła, wysoka blondynka, która szybko i sprawnie mnie obsłużyła, wręczając mi kartę do pokoju na trzecim piętrze.
Jakimś cudem wtargałam po schodach walizkę i weszłam do pokoju, natychmiast rzucając się na łóżko. Zwinęłam się w kulkę i zasnęłam ukołysana własnym szlochem.
------------------------------------------------------------------------
Tak, wiem, nie było nas 2 miesiące.
Tak, wiem, ten rozdział jest okrutnie krótki.
I nawet nie chce mi się tłumaczyć, dlaczego tak jest. Po prostu nie ma żadnego tłumaczenia.
Jednak nie martwcie się, wstawiam to i od razu biorę się za następny rozdział. Nie będę dzisiaj spać, tylko pisać.
Credits crazykira-resources | LeMex ShedYourSkin | ferretmalfoy masterjinn | colourlovers FallingIntoCreation