sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 1

Edytuj post 5 komentarzy
 Z ŁASKI SWOJEJ, PRZECZYTAJ NOTKĘ OD AUTOREK/AUTORKI POD ROZDZIAŁEM.

Dotknęłam swoją zbyt bladą dłonią okienka.
Poczułam, że samolot wznosi się. Startujemy. Przez kilka sekund widziałam pustą przestrzeń. Później pojawiły się chmury.
Miałam wrażenie, że mama na nich siedzi. ''Jest tam i na mnie patrzy. Kara mnie wzrokiem'' - pomyślałam spuszczając wzrok na czarny zegarek na moim nadgarstku. Pobawiłam się chwilkę jego zapięciem. Następnie przeniosłam dotyk na obicie fotela. Miękki, chociaż delikatnie szorstki. Lekko zmęczony przez życie, trochę przetarty. Gładko przechodzący pod opuszkami palców. Jak jej skóra. Czy uda mi się zapomnieć o tej przenikliwej parze błękitnych, wielkich oczu? Miałam być silna, a nie jestem.
Wyciągnęłam szkicownik z torby podręcznej i zaczęłam rysować siedzenia przede mną.
Tak, mam dziwnych modeli. Przynajmniej się nie ruszają.
Zaczęłam od szkicu brzegów foteli. W między czasie pomyślałam, że spróbuję dawno nieużywanej przeze mnie techniki szkicowania.
Ledwie zdążyłam zakończyć lewy fotel, na oparciu prawego pojawiła się czyjaś bluza. Całkowicie zepsuło mi to koncepcję.
-Przepraszam, może pani przewiesić swoją bluzę na inny fotel? -zapytałam lekko podenerwowania kobietę siedzącą przede mną.
-Słucham? -powiedziała odwracając się w moją stronę.
-Czy może pani wziąć tą bluzę? Przeszkadza mi w rysowaniu. -powtórzyłam starając zachować się spokój.
Kobieta spojrzała na mnie jeszcze raz. Spostrzegła, że w dłoniach trzymam szkicownik. Niegrzecznie wzięła go ode mnie, a raczej wyrwała.
Przewertowała kartki, po czym wybuchnęła śmiechem.
-Fotele?... Stół?... Gitara? -wypowiadała słowa z trudnością. Nie wiem czy można umrzeć od śmiechu, ale jeżeli można by było się nim zakrztusić, ona już dawno leżała by pod płytą nagrobkową.
Zabrałam z jej tłustych łapsk zeszyt i rozsiadłam się na swoim miejscu nie dokańczając rysunku foteli.

Obudził mnie głos miłej do przesady stewardessy.
-Może się pani obudzić, lądujemy. -powiedziała.
Jestem na miejscu. To Londyn.
Zamknęłam oczy. Otworzyłam je po upływie kilkunastu sekund w przeciągu których starałam się zapanować nad emocjami. To ciągła walka z samą sobą.
Zdecydowanie wzięłam podręczy bagaż w ramiona i wyszłam z samolotu.
Teraz jakieś formalności, bramki.
Chwyciłam resztę swoich toreb i ruszyłam w stronę wyjścia.
Nawet nie wiem kogo szukam. Tata nigdy nie był w Polsce ze swoją nową żoną. Jedyne co o niej wiem to fakt, że ma na imię Elizabeth (nawiazem mówiąc wątpię by ona przejmowała się tym jak brzmi moje).
Rozejrzałam się po parkingu. Przy srebrnym mercedesie zauważyłam kobietę trzymającą kartkę z moim nazwiskiem.
No, nie do końca moim. Chyba jeszcze nikt jej nie uświadomił, że w Polsce odmienia się przez rodzaje żeński, męski i nijaki. Skutkiem tego na tekturze wykaligrafowane było ''ROZTOCKI''. Ale czego ja mogłam się spodziewać. Kto ja miał uświadomić? Ojciec nie chce pamiętać niczego z poprzedniego życia. Tylko mu wszystko psuje.
Elizabeth zauważyła, że się jej przyglądam i pomachała do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.
Próbowałam okłamać swoja podświadomość, że wcale tak nie jest, ale w głębi umysłu doskonale wiedziałam, ze mam nadzieje. Ta pieprzona (wybacz, nie znalazłam innego słowa z tak mocnym akcentem) nadzieja ściśle związała się z tęsknotą za czymkolwiek związanym z matka. Oczami wyobraźni widziałam perfekcyjna kopie mojej matki. Niedoczekanie moje. Krótkie blond pazurki zastąpiły długie, czarne loki. Szeroki, kształtny nos ustąpił miejsca długiemu i wąskiemu z małym garbem. Usta w kształcie serca zniknęły, a na ich miejsce wskoczyły podłużne i wąskie. Była ładna, ale nie tak idealna jak moja mama. Zwłaszcza jeśli chodzi o oczy. Zamiast błękitu, zastałam szarość.
Nieodzwzajemniłam gestu, ale ruszyłam ociężałym krokiem w jej stronę. Tospostęp jak na mnie.
Kiedy już stanęłam obok niej i postawiłam walizki, zdołałam się wysilić na jakiś krzywy uśmiech. Mam nadzieje, ze to choć trochę przypominało uśmiech. Za to ta paskudna wiedźma chwyciła mnie w ramiona i zaczęła przytulać, ględząc coś o tym, jak to ona strasznie się cieszy, że mnie wreszcie pozna. Mogę już umrzeć? Czy może poczekać jeszcze dziesięć sekund z samobójstwem?
Droga do ich wspaniałego mieszkanka minęła w całkowitej ciszy. No dobra, chciałabym żeby tak minęła. Ale zamiast wsłuchiwania się w bezsensowne teksty piosenek jakichś komercyjnych zespołów byłam zmuszona do słuchania irytującego głosku perfekcyjnej pani domu. Zapewniła mnie, ze zaraz się zaaklimatyzuję, ze przyzwyczaję się do akcentu, że mam wspaniały pokój i wszyscy kochają jej kuchnie. Miałam ochotę przywalić jej w twarz, żeby się zamknęła, ale ostatkami samokontroli powstrzymałam swój temperament. Gdy zaparkowałyśmy w garażu z ulga wyszłam z auta. Po paru minutach kłótni wreszcie odpuścilam i nie wzięłam ze sobą walizek, będąc zapewniona, że za momencik jej syn mi je zaniesie do mojego pokoju.
Od wejścia do domu (a raczej willi) uderzył we mnie zapach jakiegoś okropnego odświeżacza pod tytułem: tropikalny las, czy coś w tym stylu. Ledwo przekroczyłam próg salony, napadł na mnie tata mówiąc jak to się stęsknił i bla, bla, bla... Szkoda, że nie po polsku, tylko tak aby ta jego obrzydliwa baba wszystko zrozumiała. Na koniec szepnął tylko w naszym ojczystym języku: zachowuj się. I tyle było mojego. Potem zostałam poznana z nijakim Colinem. Przeciętnego wyglądu, dość wysoki blondyn z szarymi oczami jak jego matki. Nawet miał przyjemny głos, ale jakoś specjalnie mnie nie zainteresował. Za to moja siostra przyrodnia okazała się koszmarem. Urocza pięciolatka w różowej sukience i idealnymi manierami. Co gorsze... Kolor oczu i uśmiech odziedziczyła po ojcu. Tak jak ja.
Usiedliśmy do obiadu.
-Jak ci minął lot, skarbie? - zapytała mnie Elizabeth, kiedy zaczynaliśmy drugie danie.
-Dobrze, poszło bez większych problemów. - odpowiedziałam, siląc się na grzeczny ton.
Nie pociągnę tego długo.
-Masz jakieś hobby? W czym jesteś utalentowana? - spytał Colin, siedzący po mojej prawej stronie.
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się po co mu to wiedzieć. Przełknęłam resztę sałatki i oblizałam usta. ''Na pewno jestem w tym co robię lepsza niż ty w czymkolwiek'' - pomyślałam, ale powstrzymałam się od powiedzenia tego głośno.
-Nie specjalnie... - nie udało mi się dokończyć zdania.
-Lenka ślicznie maluje. - przerwał mi tata.
A ty skąd to wiesz wyschnięty ropuchu? Nie było cię z nami kilka lat, a ty masz czelność się jeszcze odzywać choć tak na prawdę nie masz pojęcia o ŻADNYM z moich zainteresować
-No tak... Lubie szkicować i malować. - dopowiedziałam na odczepnego.
Potem rozmowa potoczyła się innym torem, a ja nie zostałam zmuszona do dalszej dyskusji. Na szczęście.
Reszta dnia minęła mi na rozpakowywaniu rzeczy w moim pokoju. Był ładny. Podobał mi się. No, może kolor ścian mógłby być o dwa odcienie ciemniejszy, ale nie narzekam. Wywinęłam się z kolacji, tłumacząc się zmęczeniem po podróży. Opadając wieczorem na poduszki, myślałam o jednym: zabierzcie mnie stąd jak najszybciej.

____________________________________________________________________
 Cześć! Tu icantbreatheicantsmile. Mam nadzieję, że pierwszy rozdział się Wam spodobał. Chciałabym jeszcze przeprosić za jakiekolwiek błędy w pisowni. Pisałyśmy ten rozdział z Kamilą wspólnie, gdy ona nie miała dostępu do polskich znaków i teraz starałam się uzupełnić braki, jednak w wyniku przemęczenia mogłam coś ominąć. Tak więc, jeżeli zauważycie jakieś niedomówienie czy błąd to bardzo przepraszam. 
Pragnę też przypomnieć, że w poniedziałek rozpoczęcie roku szkolnego również dla mnie i Kamili, nie tylko dla Was. Fajnie byłoby gdybyście zrozumiały, że dla Nas też oznacza to naukę i ograniczenie czasu wolnego. Tym bardziej, że nie tylko chodzimy do szkoły. Obie mamy swoje zainteresowania, które pragniemy rozwijać. Jednym z nich jest oczywiście pisanie, to też nie zamierzamy go zaprzestać :) Pozdrawiam, icantbratheicantsmile ♥

wtorek, 27 sierpnia 2013

Może trochę Nas poznacie...

Edytuj post 3 komentarze
Cześć! No, więc pojawił się tu już prolog, a niedługo będziecie mogły przeczytać dalsze losy naszej Leny. Jak na razie pomyślałam, że fajnie by było gdybyście mogły Nas trochę poznać.
''Nas''- mnie i Kamilę. Nie pisze tego opowiadania sama. Niedługo będziecie mogły zauważyć, że rozdziały dodaje też ktoś inny. To będzie właśnie Kamila. Niestety tymczasowo nie ma ona dostępu do bloggera, więc sama muszę publikować posty.
A teraz już ta część, w której dowiecie się czegoś o Nas... (niebieski - ja, zielony - Kamila)

 Mam na imię Kamila i mieszkam w Słupsku. Moim ulubionym kolorem jest złoty. Mam brązowe włosy, których nienawidzę, bo się kręcą, sięgają mi tuż nad biodra. Kolor moich tęczówek jest bliżej nieokreślony, ale najbardziej przebija się przez ten bałagan zielony. Jestem uzależniona od przygryzania wargi i muszę mieć zawsze zajęte ręce. Mam psa, królika, rybki i brata. Link do mojego drugiego bloga: pocosiemartwic.blogspot.com .

Ja swojego imienia nie chcę zdradzać, przynajmniej na razie. Mieszkam niestety bardzo daleko od Kamili i mamy kontakt tylko przez maila. Mam średniej długości blond włosy. Moim ulubionym kolorem niebieski. To chyba trochę głupie, ponieważ moje oczy są tego koloru, ale cóż poradzę...
Lubię pić Sprite i jeść Marsy. Moim jedynym pupilem jest biały szczurek. 
Uczę się grać na gitarze, a kilka lat temu grałam na klawiszach. Jestem też członkiem chóru. Podobno śpiewam sopranem, ale nie lubię swojego głosu. Zawsze dużo mówię o sobie, gdy się zestresuję. 
Link do mojego drugiego bloga: iwantyoutorockme-imagin.blogspot.com

 Mamy nadzieję, że choć trochę przypadłyśmy Wam do gustu. Już niedługo pojawi się tu pierwszy rozdział. Pozdrawiam!

niedziela, 25 sierpnia 2013

Prolog

Edytuj post 7 komentarzy
Pędziłam przez korytarz szpitala. Mój obraz był rozmazany, przez natrętne łzy zbierające się w oczach, następnie spływające po policzkach. Wpadłam do sali, zanosząc się jeszcze większym szlochem. Na drżących nogach podeszłam do twojego łóżka i opadłam na krzesło obok. Chwyciłam twoją dłoń, wplątując palce między twoje. Byłaś przeraźliwie blada, cała w ranach i podłączona do tysiąca kabelków. Miałaś zamknięte powieki, które zasłaniały twoje niebieskie tęczówki, teraz zapewne wypełnione bólem. Klatka piersiowa delikatnie unosiła się i opadała. Miałam wrażenie, że sprawia ci to okropny trud. -Nie zostawiaj mnie tutaj samej.- szepnęłam łamliwym głosem. Z oporem podniosłaś powieki, ukazując mi swoje oczy, w które tak kochałam się wpatrywać. Widziałam w nich żal i troskę o mnie. Uniosłaś kąciki swoich ust, próbując wysilić się na uśmiech, ale wyszedł ci tylko okropny grymas, do końca łamiący moje poszarpane serce. Cicho szlochałam, patrząc jak najmniejszy ruch sprawia ci wielki ból. -Zawsze będę przy tobie. Nigdy cię nie zostawię. Nie będziesz mnie widziała, ale pamiętaj, że jestem. Byłam, jestem i będę. Tutaj. – szeptałaś wskazując na moje serce. – I pamiętaj, żeby zawsze mieć nogi na ziemi. Żeby pamiętać o tym, co już przeszłaś i o tym co masz przed sobą. Żeby zostać silną i nie poddawać się. Nie zmieniaj się. Pomimo wszystko pozostań moją małą, bezbronną Lenką. Dla mnie. – skończyłaś mówić, a twoja ręka bezwiednie opadła na pościel. Aparatura zaczęła piszczeć, a ja poczułam jak nowa fala łez zalewa moją twarz. -Obiecuję. – przyrzekłam, a twoje serce momentalnie stanęło. Potem pamiętam tylko, tą wielką dziurę w sercu i bezradność. Nie przyszłam na pogrzeb, nie miałam siły, wybacz. Obiecałam i dotrzymuję obietnicy. Pozory mylą. Nie zmieniłam się. Może tylko z wierzchu. Tak naprawdę, gdzieś pod tą przykrywką obojętności, siedzi we mnie ta mała Lena, którą byłam przed twoją śmiercią. I pomimo tego czasu, który minął od twojego odejścia, wciąż się nie pozbierałam. Bo to nie prawda, że czas leczy rany. Czas tylko zamienia smutek w tęsknotę. I ja cały czas tęsknię za twoją obecnością. Wciąż nie rozumiem ,dlaczego mnie zostawiłaś, mamo.
Credits crazykira-resources | LeMex ShedYourSkin | ferretmalfoy masterjinn | colourlovers FallingIntoCreation