wtorek, 22 października 2013

Rozdział 6

Edytuj post

Alkohol podrażnił moje kubki smakowe i gardło, wywołując przyjemnie pieczenie. Przełknęłam spory łyk wina, zaciskając powieki i oblizałam wargi, zbierając z nich pozostały smak napoju. Raczej nie przepadam za piciem, ale dzisiaj miałam ochotę poczuć jak alkohol przemierza kolejne milimetry mojego krwiobiegu, więc wykradłam z barku butelkę białego, wytrawnego wina. Tego i tak jest tam tak dużo, że nie zauważą. Wypuściłam powietrze z ust i dolałam do kieliszka kolejną porcję. Właśnie minęłam połowę butelki i powoli odczuwałam jak alkohol bawi się moim ciałem. Z każdym łykiem zbliżałam się do końca zapasu, ale wciąż odczuwałam niedosyt. Przeklęłam cicho pod nosem i wtoczyłam butelkę pod łóżko, gdzie odbiła się od sztalugi i powędrowała w głąb przewróconego pudła z farbami.
Co prawda był poniedziałek, ale ja wciąż tkwiłam w szoku po obiadowym i nie potrafiłam pójść dzisiaj do szkoły. Zostałam w domu, tłumacząc się gorączką, która na prawdę wystąpiła w moim ciele. Z związku z tym utknęłam dzisiaj na cały dzień w pustym domu. Osamotniona, sam na sam z ciszą ścian i własnymi myślami. Nagle mój telefon przebił całkowitą ciszę, rozprzestrzeniając w pobliżu kolejne nuty mojej ulubionej piosenki. Chwyciłam irytujący sprzęt i spojrzałam na wyświetlacz. Nieznany. Przejechałam palcem po gładkiej powierzchni ekranu. Przyłożyłam urządzenie do ucha.
-Słucham? - wydusiłam z siebie, chichy, zachrypnięty głos.
-Lena Roztocka? - usłyszałam odpowiedź. Gdzieś już słyszałam ten głos.
-Przy telefonie. - mruknęłam z niezadowoleniem.
-Miło cię znowu usłyszeć. Dzwonię ze Szkoły Artystycznej, w której składałaś niedawno papiery. - odpowiedziała osoba po drugiej stronie słuchawki.
Automatycznie zerwałam się do siedzenia, a podekscytowanie zaczęło przejmować nade mną kontrolę.
-Zostałaś przyjęta. W środę o 20 są testy, na których musisz się pojawić. Zostaniesz przydzielona do odpowiedniej grupy. Przygotuj jakiś utwór i namaluj coś ładnego. Przynieś to do nas na testy. - poinformowała mnie kobieta.
-Będę. Dziękuję. - wymamrotałam, a po drugiej stronie zapadła głucha cisza.
Czy właśnie dostałam szansę spełnienia marzeń? Nie wierzę.
Z wrażenia usiadłam na z powrotem na krzesło.
Zamknęłam oczy, wzięłam kilka oddechów lecz i to mnie nie uspokoiło. Moje serce wciąż dudniło niczym galopujący mustang.
Z korytarza usłyszałam stukot kołatki u drzwi.
Moje serce jeszcze bardziej przyspieszyło, co wydawało się być nie możliwe przy jego poprzednim rytmie, zerwałam się na równe nogi i ogarnęłam wzrokiem przestrzeń dookoła mnie.
Przezroczyście zielona butelka opróżniona ponad pół godziny temu leżała poziomo na podłodze u moich stóp.
Wpadłam w panikę, nie wiedziałam co z nią zrobić.
Pod wpływem adrenaliny cisnęłam ją pod komodę, przeczesałam palcami rozczochrane włosy i ruszyłam w kierunku hallu. Przekręciłam klucz i uchyliłam lekko drzwi.
Spodziewałam się ujrzeć tatę w garniturze z aktówką w lewej i telefonem w prawej dłoni.
Moja mina musiała być komiczna gdy zamiast dobrze znanego mi mężczyzny z lekko przesiwiałymi włosami, zobaczyłam lokatego nastolatka.
-Cześć...?-wyjąkałam wciąż mocno przytrzymując drzwi.
Harry uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Witaj Leno. -przywitał się. -Mogę wejść? -zapytał spoglądając mi przez ramię.
Przekrzywiłam lekko głowę i spojrzałam na niego moim przenikliwym wzrokiem.
-Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś seryjnym gwałcicielem tylko czekającym na okazję? -zapytałam poważnym tonem co zbiło go lekko z tropu.
Uśmiechnęłam się (tak mi się wydawało, że to był uśmiech. Proszę mi wybaczyć, ale dawno go nie używałam i nie wiem jak wygląda.) lekko i otworzyłam szerzej drzwi by mógł wejść.
Przechodząc obok mnie pochylił się, bo przecież był o jakieś dwadzieścia centymetrów wyższy ode mnie przez co wydawał mi się być Hagrida we własnej osobie.
-Nie powinnaś mnie wpuszczać, nigdy nic nie wiadomo. -powiedział cicho.
Tak, zdecydowanie przypomina mi Hagrida - nawet włosy ma podobne.
Puściłam jego uwagę mimo uszu, Różowy Potwór Zwany ''Maddie'' opisywała mi zboczone zapędy swojego (rzekomo) męża. Byłam całkowicie przygotowana na takie teksty.
 Harry zgrabnie usadowił się na kanapie i rozejrzał się dookoła.
-Tomasz jest? -zapytał po chwili milczenia.
W pierwszym momencie rzuciłam w jego stronę zdezorientowane spojrzenie, ale w kilka sekund zdałam sobie sprawę, że ma na myśli mojego tatę. Przecież na codzień nie nazywam go po imieniu.
-Jeszcze w pracy. Masz jakąś sprawę do niego? -zapytałam z grzeczności. Szczerze, to całkowicie mnie nie obchodziło w jakim celu przyszedł do tego zimnego i ponurego domu.
-Chodzi o kontrakt, nie zgadza nam się jedna sprawa. Mogę poczekać aż wróci?
-Jasne. -odpowiedziałam szybko.
Włączyłam telewizor by jakoś umilić czas, zauważyłam, że również jemu nie pasuje klimat panujący w tym domu.
-Może jesteś głodny? -przypomniałam sobie nagle, że inni ludzie jedzą znacznie częściej niż ja.
-Leno, a może usiadła byś ze mną, hm?
Lekko zmieszana usadowiłam się obok niego na kanapie i udawałam, że skupiam się na telewizji.
Co jakiś czas zadawał zdecydowanie niezręczne i nie na miejscu pytania, które zbywałam krótkimi ''Tak'', "Nie'', ''Nie wiem''.
W tym samym czasie starałam się ułożyć w mojej głowie jakiś sensowne, niezobowiązujące pytanie o Nialla.
Nie wiedziałam od czego zacząć. Nie wiedziałam nawet o co chcę zapytać, co chcę wiedzieć.
Chyba po prostu interesowało mnie czy wszystko u blondyna w porządku.
Po raz drugi tego dnia usłyszałam pukanie do drzwi.
Tata wrócił z pracy i przy okazji odebrał ze szkoły Maddie. Dziewczynka natychmiast rzuciła się na swojego idola siedzącego dotychczas na kanapie.
-Harry! -piszczała dusząc go swoim przytłustym ciałem.
Ojciec zezował mi znacząco na przyrodnią siostrę i drzwi. Zrozumiałe było, że moim zadaniem jest ją gdzieś zaprowadzić - nie ważne gdzie, byle jak najdalej.
Oderwałam dziewczynkę (zostałam przy tym pogryziona do krwi) i siłą zaciągnęłam ją do wyjścia.
Obrażona kazała mi ubierać sobie buty i kurtkę na ramiona. Nie miało to dla mnie większego znaczenia, cały czas odwracałam głowę spoglądając na Harrego/Hagrida. Gdzieś w środku liczyłam, że sam coś powie o Niallu. Oczywiście moje nadzieje wygasały jeszcze bardziej gdy musiałam wychodzić. Ręką dotykałam klamki, ale wciąż patrzyłam za siebie, na korytarz gdzie tata i Harry dyskutowali o czymś co chwilę wybuchając śmiechem.
''No, dalej. To ostatnia szansa.'' -pomyślałam.
Zebrałam się w sobie i wciąż trzymając za rękę przyszywaną siostrę, zwróciłam się do taty:
-Dałbyś mi jakieś drobne? Zabiorę Mad na gofry. -dobre kłamstwo łatwo przechodzi przez gardło.
-Pójdę po portfel. -na chwilę zniknął za drzwiami swojego gabinetu.
Teraz, gdy miałam już kolejną okazję, czułam, że ją marnuję. Język zawiązał mi się w supeł nie pozwalając na wydanie z siebie żadnego dźwięku.
Tata wrócił z banknotem w dłoni, wręczył mi go i wyraźnie czekał aż wyjdę.
Z podkulonym ogonem znów ruszyłam do drzwi.
-Lena?
Odwróciłam się. Harry stał w wejściu do gabinetu, najwyraźniej ojciec już był w środku.
-Masz pozdrowienia od Nialla. -powiedział i zniknął za drzwiami biura.
Automatycznie moje serce zabiło jak oszalałe.
Niall. O. Mnie. Pamiętał.
O MNIE.
N.I.A.L.L.
Zaraz umrę.
Stałam tak sparaliżowana, dopóki Madie nie pociągnęła mnie za rękaw mojego oliwkowego płaszczyku. Bezwiednie podążyłam za jedenastolatką, nie zastanawiając się gdzie mnie prowadzi. W końcu znalazłam się z nią obok kręgielni w samym centrum Londynu. Otrząsnęłam się. Zatrzymałam dziewczynkę, która już chciała wejść do środka. Spojrzała na mnie.
-Słuchaj. Zrobimy tak. Ja pójdę w swoją stronę, ty w swoją i spotkamy się o 20 tutaj. - zaproponowałam.
-Ale wiesz... Tak bez niczego. Nudziłoby mi się.
-Dobra dam ci 20 funtów. - zaczęłam handel.
-No nie jestem pewna. - kręcił ten mały potwór.
-Okej, trzydzieści.
-Czterdzieści i spotykamy się o 20:30 - wywaliła nagle.
-Dobra, niech będzie. - zgodziłam się.
Wcisnęłam jej do dłoni banknoty, które uprzednio wyjęłam z portfela i bez pożegnania poszłam w swoją stronę. Muszę znaleźć coś do namalowania. Wyjęłam z torby aparat, który leży tam od zawsze i na zawsze
i zaczęłam robić zdjęcia wszystkiemu po kolei. Będąc w parku przykucnęłam z boku chodnika i ustawiłam kąt aparatu. Nacisnęłam guzik, a błysk flesza rozprzestrzenił się po okolicy, otulając półmrok delikatnym światłem. Podniosłam się i weszłam w przegląd zdjęć, sprawdzając jakość obrazu.
-Pięknie ci wyszło. - usłyszałam głos tuż przy swoim uchu.
TEN GŁOS.
Gwałtownie się odwróciłam, prawie zderzając się z blondynem. Zrobiłam krok do tyłu i napotkałam ten nieziemski błękit tęczówek.
Czemu do cholery on odziedziczył oczy po mojej matce, a nie ja?!
-Och, to ty. Cześć Niall. - mruknęłam speszona.
Czułam jak na policzki wkradają mi się różowe rumieńce.
-Cześć Lena. - odpowiedział, ukazując białe zęby - Przestraszyłem cię? - spytał.
-Troszeczkę. - próbowałam wysilić się na uśmiech.
Chyba zacznę ćwiczyć mimikę przed lustrem, żeby w razie co nie wyglądać jak porażony prądem Kopciuszek.
-Lubisz robić zdjęcia? - zagadnął chłopak.
Co mam powiedzieć?!
-Tak, znaczy nie. Chociaż w sumie to tak, ale nie za bardzo. Yyyyyymmm... Trochę się tym zajmuję. - powiedziałam w totalnym oszołomieniu.
-Widzę, że to dość skomplikowane. - zaśmiał się cicho.
-Masz rację. To dość dziwne. - wyznałam i ciężko odetchnęłam.
Chłopak przekrzywił głowę, dokładnie lustrując moje ciało. Chwilę dłużej zatrzymał się na nadgarstkach. Jak dobrze, że płaszcz przykrywa blizny. Znowu poczułam znajome pieczenie policzków, kiedy wrócił do moich oczu, wpatrując się w nie z dużą intensywnością. Chyba próbował odczytać moje myśli.
Och, jak mi nie przykro. One już od dawna są puste.
-Co powiesz na kubek kawy? - zaproponował nagle.
-Za kawą nie przepadam, ale herbatę chętnie wypiję.
-Więc chodźmy.
Niall obrócił się na pięcie i ruszył przed siebie. Automatycznie dogoniłam go i szliśmy ramię w ramię przez kolejne uliczki parku. Nagle w oddali zauważyłam duży kamień. W mojej głowie pojawił się genialny pomysł na zdjęcie.
-Poczekaj tu momencik. - rzuciłam do Nialla i rozpoczęłam szaleńczy bieg w stronę obiektu natchnienia.
Zręcznie wspięłam się na sam szczyt. Włączyłam aparat i podniosłam na wysokość swojej głowy. Zrobiłam zdjęcie. Teraz na ekranie migotały mi sylwetki ludzi,pędzących na różne strony świata, a w tle spokojna natura, wciąż stojąca w miejscu. Zadowolona z wyniku pracy zeszłam z kamienia i wróciłam do blondyna, który patrzył na mnie z dziwnym błyskiem w oku.
-Możemy iść dalej. - stwierdziłam, chowając aparat do torby.
Kontynuowaliśmy naszą spokojną wędrówkę.

Kamila (Zarozumialec .!):
Trochę czasu minęło od ostatniego rozdziału.
Ale niestety mamy rok szkolny, a to oznacza naukę.
Koniec z tym przykrym  tematem. Jak podoba wam się nowy wygląd bloga? Mi osobiście bardzo pasuje. Zauważyłam, że jeśli was nie błagam o komenatrze, to jest ich mniej, dlatego:
BŁAGAM, PROSZĘ; KOMENTUJCIE.
To na prawdę duża motywacja. Ja dziś tak krótki. Także: do napisania, miśki.

Dominika (icantbreatheicantsmile):
Tak, tak, zdradziłam swoje imię. Tylko błagam, nie zwracajcie się tak do mnie.
Mam nadzieję, że spodoba się wam ten rozdział, napracowałyśmy się.
Kamila natrudziła się ze znalezieniem ładnego szablonu, więc liczę na to, że przypadnie wam do gustu.
Ach, no i popiorę ją: fajnie było by zobaczyć więcej komentarzy! Pozdrawiam i do przeczytania! :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Credits crazykira-resources | LeMex ShedYourSkin | ferretmalfoy masterjinn | colourlovers FallingIntoCreation