piątek, 13 września 2013

Rozdział 3

Edytuj post
Moje powieki były ciężkie, ale przed oczami nie chciał zagościć sen. Przekręciłam się na brzuch i wzięłam głęboki oddech. Uparcie trzymałam zaciśnięte powieki i raz co raz głębiej ziewałam. Ukojenie nie nadchodziło. W końcu poddałam się Pani B i otworzyłam oczy. Po policzkach zaczęły mi spływać łzy bezsilności. Ja chcę tylko zasnąć... Niestety moja stara znajoma Pani B uparła się na kolejne nocowania. W rzeczywistości B miała na imię: Bezsenna Bezgraniczna Beznadzieja, le wolała skrót. Brzmiał lepiej.
Sięgnęłam do szafki po białe pudełko. Stamtąd wygrzebałam listek odpowiednich tabletek i łyknęłam trzy. Po takiej dawce mam gwarantowane 10 godzin. Reszta to kwestia otoczenia. Jutro sobota: tata i Elizabeth w pracy, a rodzeństwo idealne na dodatkowych zajęciach. Czyżbym miała szansę wyspania się? Po tylu latach?
Spałam już czwartą godzinę (REKORDZIK), kiedy przez mój umysł przebił się dzwonek telefonu. Tabletki były tak silne, że nie zbudziłam się i postanowiłam to zignorować. Jednak po piątej próbie podniosłam powieki i mega trzęsącymi się rękoma chwyciłam telefon.
-Słucham? - wychrypiałam do słuchawki.
-O, Lena! Dobrze, że wreszcie odebrałaś. - usłyszałam głos ojca. - Jesteś w domu?
-Noooo...
-Za jakieś 5 minut przyjdzie do domu moja asystentka. Daj jej teczkę, która leży na stole w kuchni. Taka zielona.
-Dobrze tato.
-Dziękuję. Do zobaczenia.
-Pa.
W słuchawce nastąpiła cisza.
Rzuciłam telefon na pościel i zwlekłam się z łóżka. Rozciągnęłam się i ciężki krokiem ruszyłam na dół. Kolana uginały się pod ciężarem ciała. Dłonie trzęsły mi się jak u paralityka. Żołądek wykręcał się we wszystkie strony, a świat wirował wokół mnie. Każdy krok sprawiał napiętym mięśniom co raz większy ból. Nigdy nie czułam się tak źle. Nigdy nie czułam się tak... Cudownie.
Zmrużyłam oczy na biel panującą w kuchni. Wszystko było tak sterylnie czyste, że miała wrażenie, że mieszka tu samotna pedantka, a nie zabiegane małżeństwo z trójką dzieci. Przez to wszystko przebijała się przetarta, zielona teczka z pękniętą gumką. Wyglądała tutaj jak wyrzutek. Całkowicie kontrastowała z całym pomieszczeniem... i była mojego ojca.
Stanowczo Elizabeth i tata nie pasują do siebie. Ale tu nie chodzi o miłość. Elizabeth jest ładna, inteligentna, ma dobrze wychowanego syna, dba o dom i rodzinę. Jest żoną idealną, a taką mój ojciec musi przedstawiać w pracy. Za to mój tata jest bogaty. Oboje czerpią korzyści. Wystarczy tylko sztuczne uczucie bliskości, zrozumienia i kilka kłamliwych: kocham Cię. To wystarczy by stworzyć idealną ''rodzinę''
Z zamyślenia obudził mnie dzwonek do drzwi. Chwyciłam teczkę i chwiejnym krokiem podeszłam do wejścia. Podpierając się na klamce otworzyłam drzwi. Zastałam za nimi idealnie opaloną szatynkę. Miała na sobie beżową sukienkę na francuskich cięciach. Do tego czarna marynarka i niewysokie czarne szpilki. Brązowe włosy spięła w eleganckiego koka. Jeśli myślcie, że stała przede mną królowa perfekcyjnej elegancji to grubo się mylicie. Na jej zaróżowione policzki opadały lekko kręcone kosmyki włośów, które uciekły spod gumki. Wark=gi były lekko rozchylone, a usta całe wyschnięte. Sukienka zwijała się w paru miejscach i była wygnieciona. Szpilki całkiem obtarły jej stopy, przez co miała zaróżowione linie łączące nogi z butami. Rękawy marynarki co chwilę podwijały jej się pod łokcie.
-Cześć, ja po teczkę. - wydyszała zbieganym tonem.
Mówiła po polsku. Po polsku bez akcentu. Jest polką. Asystentka mojego ojca jest polką. Zaraz zemdleję.
Pokiwałam głową w totalnym oszołomieniu i wyciągnęłam rękę w jej stronę. Szybko chwyciła papiery, krotko podziękowała i już jej nie było. Całkowicie zdezorientowana powróciłam przed drzwi swojego pokoju. Chwyciłam za klamkę, kiedy poczułam jak bardziej kręci mi się w głowie, robi słabo i... Ciemność. Totalna pustka. Zemdlałam.
Poczułam na swoim czole coś zimnego i lekko mokrego. Leżałam na łóżku. Tylko nie na swoim. Moja pościel pachniała wanilią, a ta przesiąknięta była męskimi perfumami. Gdzie ja do cholery jestem? Ostatnie co pamiętam to szok po usłyszeniu polskiego z ust asystentki. Potem tylko ciemność. Chyba mnie nie porwała, co? Podniosłam ciężkie powieki i zamrugałam kilka razy dostosowując się do półmroku pokoju. Uniosłam ciało na łokciach i uważnie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Okład z czołą powędrował na kołdrę. Stanowczo to pokój jakiegoś chłopaka. Tylko trochę dziwnego, bo panował tu porządek. Poczułam jak coś, a raczej ktoś porusza się po mojej prawej stronie. Powoli i lekko przestraszona obróciłam twarz w kierunku ruchu.
-Colin? - wyszeptałam zdziwionym tonem, patrząc na chłopaka, który spokojnie się we mnie wpatrywał.
-Cześć. - odpowiedział tylko zdawkowym tonem.
-Co ja tu robię? - ponownie wymówiłam zniżonym tonem.
-Czemu szepczesz? - zaśmiał się cicho, a ja spiorunowałam go wzrokiem. - No nie patrz się tak na mnie. Wchodzę se do domu, idę na górę. Patrzę, a ty stoisz przed drzwiami swojego pokoju. Chciałem cię zajść od tyłu i przestraszyć. Kiedy już stałem za twoimi plecami, ty nagle się zachwiałaś i poleciałaś. Zdążyłem cię złapać. Zemdlałaś. - odpowiedział patrząc na mnie przenikliwymi tęczówkami.
Odwróciłam wzrok i tępo patrzyłam się w ścianę.
-Dziękuję. - powiedziałam już głośniej, odwracając z powrotem głowę ku niemu.
Pokiwał głową i uśmiechnął się pocieszająco. Wygrzebałam się spod kołdry i udałam się ku wyjściu z pokoju.
-Do zobaczenia. - powiedziałam na pożegnanie i już mnie nie było.
Wzięłam prysznic i ubrałam świeże ciuchy domowe. Przez resztę dnia leżałam w łóżku robiąc sobie przerwę na obiad i zwymiotowanie go, potem na kolację i zwymiotowanie jej i siusiu. Niedziele była identyczna, tylko bez mdlenia i dziwnej asystentki. Na obiedzie dowiedziałam się, że tata podpisał tą umowę z jakimś kolejnym komercyjny zespołem i pod żadnym pozorem nie siada się do stołu w krótkich spodenkach, zwłaszcza z materiału, a nie dżinsu. Na kolacji okazało się także, że nie wolno mi jeść w dresach. Nie chciałam zaczynać żadnych kłótni, więc po prostu zaakceptowałam wiadomości i jestem zmuszona do przestrzegania ich. Chcę stąd zniknąć. Jak cudownie przez chwilę byłoby podryfować w bezkresnej nicości.
Poniedziałkowy ranek odbył się rutynowo. Ubrałam się, zjadłam śniadanie. Spróbowałam jakoś pomniejszyć swój mundurek, zwymiotowałam śniadanie. Wyszłam do szkoły wciskając na uszy słuchawki i puszczając ulubioną muzykę. Stanęłam przy brami szkoły i wzięłam głęboki oddech. Z daleka widziałam sylwetkę swojego ''kolegi''. Mocno przygryzłam wargę. Czułam jak mięśnie brzucha mocno mi się zaciskają. Oddech stał się szybki i płytki. Dłonie złożyły się w pięści, boleśnie wbijając paznokcie w skórę. Kolana lekko się trzęsły. Poczułam charakterystyczny, metaliczny smak krwi spływający na mój język i drażniący kubki smakowe. Wypuściłam wargę spomiędzy zębów i oblizałam ją, mając nadzieję, że nie zostanie trwały ślad. Spokojny krokiem ruszyłam w stronę wejścia i minęłam nieprzyjemnego znajomego. Na szczęście nie zauważył mnie... Albo nie chciał zauważyć. Lekcja za lekcją, a ja czułam się co raz bardziej samotna.  Parę razy ukrywałam się przed znienawidzonym kolesiem i minął mi poniedziałek. Najgorsze za sobą... Chciałoby się.
Weszłam do domu i poczułam przyjemny zapach curry. Przywitałam się z każdym fałszywym uśmiechem i poszłam na górę. Przebrałam koszulkę i usidłam przed biurkiem, chcąc odrobić lekcje. Ledwo zaczęłam pierwsze zadania z maty, kiedy poczułam jak ktoś przygląda mi się z tyłu. Po chwili doszedł do mnie dziwnie znajomy zapach. To ten sam zapach męskich perfum, który poczułam w sobotę tuż po przebudzeniu.
-Cześć Colin. - powiedziałam nie odwracając się w jego stronę.
-Cześć. Skąd wiedziałaś?
-Kobieca intuicja. - skłamałam i obróciłam się na krześle w jego stronę.
-Obiad gotowy. - poinformował mnie i wyszedł z pokoju.

Nieudolnie próbowałam rozmazać pokrojone kawałki kurczaka i sos po talerzu.
-Jak w szkole? -zapytała Elizabeth.
Nadziałam na widelec kawałek mięsa by nie wzbudzać podejrzeń.
-Wspaniale, mam masę koleżanek. -skłamałam nawet nie siląc się na radosny ton głosu.
Ta kobieta uwierzy we wszystko co wydaje się jej być prawidłowe - perfekcyjne jak jej rodzina.
Pokiwała tylko głową i nałożyła Małemu Różowemu Potworkowi kolejną porcję curry.
Tłusty dzieciak. Tyle, że wciąż perfekcyjny.
-Lena, pamiętasz jak opowiadałem ci o nowym kontrakcie? -zapytał nagle tata.
Wzruszyłam ramionami co w moim wykonaniu miało znaczyć ''Tak, ale nie obchodzi mnie to".
-To bardzo sławny zespół. Jesteś nastolatką, więc pewnie go znasz. -ciągnął -W przyszłym tygodniu wszyscy jego członkowie zjedzą z nami obiad i...-nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Mogę iść na obiad do jakieś knajpki. -zaproponowałam wciąż udając, że nakładam cokolwiek na widelec.
-O nie, moja droga. Obiecywałem, że przedstawię im całą swoją rodzinę.
-A od kiedy ja do niej należę? -zapytałam po polsku.
Ojciec spojrzał na mnie ze złością. Elizabeth udawała, że niczego nie słyszy i myła naczynia.
Już w pierwszym tygodniu po przeprowadzce dostałam wykład na dwie godziny o tym, że nie powinnam używać polskiego przy macosze. To ją rzekomo uraża.
Wykorzystując moment, w którym tata starał dobrać się słowa na moje lekceważące zachowanie, uciekłam do swojego pokoju.
Zza sąsiedniej ściany dobiegała jakaś głośna muzyka. Nie znałam wykonawcy ani tytułu i chociaż melodia była sama w sobie do zniesienia, to w tym momencie mi przeszkadzała.
-Madie, możesz to wyłączyć? -zapytałam nad wyraz spokojnie. Jeżeli nie powstrzymywałabym swoich emocji, to najnormalniej w świecie wyrzuciłabym tego bachora za okno.
-Coś ci się nie podoba? -zapytała.
-Chcę się pouczyć, a tak głośna muzyka mi przeszkadza. Możesz chociaż ściszyć? -zapytałam już błagalnym tonem co nie było do mnie podobne.
Dziewczynka podeszła do odtwarzacza i przekręciła pokrętło na maksymalny zasięg.
Zasłoniłam rękoma uszy i trzasnęłam jej drzwiami.
Ja tu nie pasuję.
Muszę stąd uciec.
-Gdzie idziesz? -usłyszałam głos Colina gdy zakładałam buty.
 Po moim policzku pociekła łza.
-Na spacer.
Oczywiście jest za mądry by mi uwierzyć, ale chyba zrozumiał. Potrzebowałam choć chwili spokoju.
W kilka minut znalazłam się w jakimś parku. Był otoczony wielkim murkiem, który kojarzył mi się ze średniowieczem. Drzewa były posadzone dość gęsto dzięki czemu o tej porze było tam całkowicie ciemno.
Byłam w tym parku już kilka razy. Rysowałam przechodniów.
Usiadłam na pierwszej lepszej ławce i zaczęłam płakać.Jak małe dziecko.
Jakby ktoś zabrał mi lizaka i kazał stać w koncie.
Zmieniłam swoją pozycję i położyłam się na ławce. Drewno było zimne.
Jedną ręką chwytałam źdźbła trawy. W pewnym momencie natrafiłam na jakiś przedmiot.
Chwyciłam ów przedmiot w dłonie i podniosłam się.
Szklana butelka.
Najprawdopodobniej zostawił ją tu jakiś pijak.
Rozejrzałam się dookoła i gdy upewniłam się, że jestem sama, rzuciłam butelką o ziemię.
Szkło rozprysnęło się na dziesiątki kawałków. Wzięłam jeden z nich do ręki i obracałam między palcami.
Co jeżeli nic się nie ułoży?
Jeżeli do końca miałabym być nic niewartym popychadłem i czarną owcą w idealnej rodzinie...
Położyłam odłamek szkła na nadgarstku i lekko przycisnęłam. Poczułam pieczenie, które po chwili ustąpiło, a na jego miejsce pojawiła się szkarłatna stróżka. Przycisnęłam mocniej. W końcu zniecierpliwiłam się wzięłam szkło do ręki i zaczęłam wykonywać coraz to głębsze cięcia. Nie potrafiłam przestać. Chciałam skończyć tu i teraz. Krew spływała pomiędzy wygojonymi już bliznami tworząc biało-czerwone paski. Podwinęłam rękaw prawej dłoni i już miałam wykonać decydujące cięcie gdy poczułam mocne szarpnięcie za ramiona.
-Stój! Co robisz?! -usłyszałam.
Odwróciłam się.
Niewysoki chłopak próbował wyszarpnąć z mojej dłoni odłamek butelki.
On, rozhisteryzowany, próbujący mnie ratować i ja, wpatrująca się w niego.
Wybawca uniósł na mnie wzrok, gdy pomimo próśb i błagań nie wypuściłam z dłoni mojego narzędzia tortur.
Jego oczy. Jej oczy. Takie same. Ten sam odcień błękitu.
Tak jakby zimna woda została wylana na oparzone ciało.
Ona tu jest i widzi co robię.
-Słyszysz mnie?-zapytał już po raz setny chłopak.
Bardzo chciałam mu odpowiedzieć, ale to było niemożliwe. Chociaż otworzyłam wargi, to nie potrafiłam wydobyć z siebie dźwięku.
-Przepraszam -wyszeptałam wpatrując się w jego tęczówki po czym odwróciłam się na pięcie i uciekłam z miejsca zdarzenia. Jego wołanie nie dochodziło do mojej podświadomości.
Mama jest na mnie zła za to co zrobiłam. Nie byłam silna, a obiecałam.

-----------------------------------
Pa dum tssss! Oto przed wami kolejna część naszego przewesołego opowiadania. Życie jest takie piękne, prawda? Ja i ten mój irytujący sarkazm... Po prostu nie zwracajcie na mnie większej uwagi. Jeśli to czytasz to wpisz w środku zdania: ciam cia ram ciam. Ej, bo to trochę przykre. Pod prologiem 3 komentarze, pod rozdziałem pierwszym 2, po LA 1, a pod dwójką nic. Weźcie komentujcie. Bo tak trochę mi smutaśnie :c. Tak po za tym to miłego czegoś tam. Do napisania, miśki!
Kamila (Zarozumialec)
*
Nowy rozdział! Od pewnego momentu pisałam ja, więc pewnie ta część jest gorsza, ale mimo wszystko całość mi się podoba. Pozdrawiam Was mocno i siedzę całą noc na twitterze (#PolishDirectionersHaveBrokenHearts)

7 komentarzy:

  1. Jest świetne, nie mogę się doczekać, kiedy ciam cia ram ciam w opowiadaniu pojawią się chłopaki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za komentarz! To na prawdę dużo dla nas znaczy. Nie będziesz musiała długo czekać na chłopaków. Przeżyjesz te parę rozdziałów.

      Usuń
  2. Kocham to opowiadanie! Aż dziw, że masz tak mało obserwatorów i komentujących. SZOK :O Co do rozdziału. WOW! Twój zasób słownictwa jest olbrzymi. Bardzo podobał mi się fragment o Pani B, haha, świetnie to wymyśliłaś. :D wow... wow... czytam to, jednocześnie komentując i serio nie wiem co powiedzieć. To opowiadanie jest takie... hm... zdystansowane, nieprzekombinowane, tajemnicze, wzbudzające emocje. Naprawdę, gratuluję. Dodaję do obserwowanych (jako Katte Moore) i czekam z niecierpliwością na kolejny. :)

    +Chciałabym Cię serdecznie zaprosić na mojego bloga. Jak na razie, jest dopiero prolog, więc nie ma za dużo do czytania, a każda opinia ma dla mnie naprawdę wielkie znacznie. -> http://i-love-you-like-never.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękujeMY bardzo za miłe słowa ;) To jest dla Nas motywacją do dalszej pracy. Właśnie tworzyMY kolejny rozdział :D

      Usuń
    2. Dziękujemy. Ten fragment o Pani B z życia wzięty, nie musiałam nic wymyślać. I tak najlepsze momenty są dzięki mojej koleżance z góry (w sensie komentarz). Na prawdę bardzo dziękujemy za te miłe słowa. Staramy się utworzyć coś nowego, ze świeżym pomysłem. Nie chcemy kolejnej słodkiej bajeczki. To takie przemiłe z twojej strony. Bardzo mi poprawiłaś humor, który dzisiaj jest zwyczajnie do dupy. Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Bardzo mi się podoba twoje opowiadanie :>
    Kiedy kolejny rozdział ? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podoba ci się NASZE opowiadanie. Trochę się nad nim męczymy.
      Kolejny rozdział jest już w trakcie tworzenia, więc nie długo. Ale pamiętaj, że my też mamy szkołę, obowiązki i nie zawsze możemy szybko wszystko pisać. Czasem potrzebujemy czasu. Jednak staramy się poświęcić zawsze trochę czasu dla bloga. Chociaż kilka minut.
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz. Xxx.

      Usuń

Credits crazykira-resources | LeMex ShedYourSkin | ferretmalfoy masterjinn | colourlovers FallingIntoCreation