Hałas i wesołe pogawędki są czymś całkowicie naturalnym. Czuję ich wzrok. I to wcale nie jest żadna nowość. Odkąd rozpoczęłam ten etap życia, jestem przyzwyczajona do błądzenia cudzyć źrenic po moich wychudzonych, poranionyc udach, wystających żebrach i płaskim brzuchu.Jednak nigdy tego nie polubię. Więc szybko ściągam z siebie ciuchy i naciągam kolejne, a paznokcie boleśnie wbijają mi się w skórę, kiedy zaciskam z całych sił powieki.
W tej szkole kładą bardzo duży nacisk na sport, a sztuka zostaje w tyle. Niestety, nic nie daje nadziei na nagły zwrot akcji, jak w High School Musical, więc pokornie zaciskam zęby i zaczynam biegać wokoło stadionu na rozgrzewkę. Stanęłyśmy w szeregu. Trener czyta po kolei nazwiska, omijając mnie. Skończył i rozgląda się po klasie.
-Nie wyczytał mnie pan. - odzywam się niespodziewanie.
Wzrok wszystkich wędruje na moje ciało, rumienię się. Mężczyzna spogląda na mnie i marszczy nos.
-Nazwisko? - pyta patrząc z powrotem do swojego notesu.
-Roztocka. - mruczę cicho.
Wzrok nauczyciela szybko biegnie po kolejnych nazwiskach i zatrzymuje się w środku listy.
-Rzeczywiście. - potwierdza, a potem spogląda na mnie spod rzęs, które są nieprzyzwoicie długie jak dla faceta.
-To może panna Roztocka - z trudem wypowiada moje nazwisko - zaprezentuje nam prawidłowy serw górnym sposobem. Chodzi o siatkówkę oczywiście. - uśmiecha się szyderczo i rzuca do mnie piłkę.
Żółto - niebieska kula ląduje w moich dłoniach, więc powoli wychodzę na boisko i staję na końcu linii.Unoszę rękę do góry, piłka leci ku górze i nagle znajduje się na środku drugiej części boiska. Uśmiecham się, bo byłam prawie pewna, że nie doleci nawet do siatki. Nauczyciel burknął coś pod nosem i wszyscy zajęli się dalszymi ćwiczeniami.
-Lena, choć tu do mnie na moment! - zawołał mnie nauczyciel.
Wzięłam swoją piłkę w dłoń i spokojnym krokiem ruszyłam w stronę trenera.
-Dobrze ci idzie to odbicie, ale trochę źle układasz dłoń. Boję się, że w ten sposób wybijesz sobie zaraz nadgarstek. Spójrz na moją rękę. - powiedział i zabrał ode mnie piłkę.
Szybko podrzucił kulę i odbił ją, a ona wylądowała na drugim końcu boiska. Uważaj, bo na pewno coś zauważę w tym tempie. Jakaś ruda dziewczyna, której imienia nie zapamiętałam i pewnie nigdy nie zapamiętam, odrzuciła z powrotem piłkę, a trener podał mi ja i wesoło zachęcił, żebym to teraz powtórzyła. Spojrzałam na niego jak na kosmitę, bo jakim cudem mam to zrobić, skoro nie zdążyłam nawet zauważyć, jak podnosi dłoń. Mężczyzna zrozumiał chyba o co chodzi, więc zmarszczył nos.
-Pokażę ci. Podnieś rękę. - zażądał.
Uniosłam dłoń na wysokość skroni, a on zaczął ją układać. Złapał za mój nadgarstek i momentalnie zatrzymał działania, marszcząc brwi. Natrafił na cięcia.
Spanikowałam. Moje serce biło z prędkością światła, kiedy nauczyciel powoli odrywał palce od mojego nadgarstka i spoglądał w tamtą stronę. Zamarłam. Chciałam stamtąd uciekać, zniknąć, magicznie się uzdrowić, żeby trener oślepnął, cokolwiek. Jednak on uparcie nadal żył i spojrzał na moje rany. Zaklęłam cicho pod nosem, kiedy jego oczy rozszerzyły się i zaczęły wędrować od ran do mojej twarzy i tak przez dobre parę minut. Nagle otworzył usta, ale chwilę po tym z powrotem je zamknął, powtórzył to jeszcze kilka razy, aż w końcu przymknął powieki i nabrał dużo powietrza.
-Tak, więc... ymmm, myślę, że... tak, tak, wracajmy. - zaczął rzucać słowami.
W końcu jeszcze raz chwycił mój nadgarstek i ułożył dłoń.
-Cz-czujesz o co cho-chodzi? - zająknął się, przedłużając samogłoski.
-Tak, tak, myślę, że rozumiem. - odpowiedziałam.
Nauczyciel pokiwał głową, mrucząc coś o tym, że powinnam dać sobie radę i szybko odszedł ode mnie. Bo najłatwiej uciec, prawda? Wróciłam na koniec sali, odprowadzona przez wzrok wszystkich dziewczyn w sali i wróciłam do odbijania piłki.
Nie minęło jeszcze nawet pół dziesięciominutowej przerwy, a cała szkoła gadała o tym, że ''nowa się tnie i nauczyciel w-f o tym wie'', wszyscy znali już dokładny opis zdarzenia, a racz3ej jego podkoloryzowaną wersję. Bo przecież trener wcale nie rzucił się na kolana, prosząc, abym więcej tego nie robiła. Warknęłam z zażenowaniem, kiedy minęłam kolejną grupkę młodszych dzieciaków, gdzie jedna z dziewczyn wskazała na mnie palcem i nawet nie siląc się na przyciszony głos oznajmiła rówieśnikom: ''ej, to ta co wszyscy mówią, że trener się w niej zakochał i się tnie z tego powodu''. Ludzie naprawdę wierzą w takie bzdury?
Pospiesznie poszłam do swojej szafki i wcisnęłam tam ze złością wszystkie niepotrzebne rzeczy. Tylko to ignoruj Lena, tylko to ignoruj, to nic nie warte plotki, ignoruj to, ignoruj, ignoruj, ignoruj, igno...
-Jeśli chcesz skarbie, mogę uleczyć twoje biedne serduszko. - usłyszałam szept przy moim uchu i momentalnie przeszedł mnie dreszcz, kiedy poczułam jego obrzydliwy zapach.
-Spierdalaj. - warknęłam w odpowiedzi, nawet nie zaszczycając Bena spojrzeniem.
Natychmiast obrócił mnie plecami do metalowych szafek i przygwoździł do nich własnym ciałem. Nie chciałam patrzeć na niego, więc zamknęłam oczy, oraz wstrzymałam oddech, nie chcąc dopuścić do siebie jego zapachu.
-Posłuchaj mnie kotku. Powinno się być miłym dla ludzi, którzy są mili dla ciebie, jasne?! - wrzasnął i nie czekając na odpowiedź ciągnął dalej - Ja jestem miły dla ciebie, ty bądź miła dla mnie, inaczej to się przykro dla ciebie skończy.
-Czego ty ode mnie do cholery chcesz? - spytałam, rozzłoszczona całą tą dzisiejszą żenadą.
-Ciebie kotku. - mruknął w odpowiedzi, jeszcze bardziej napierając na moje ciało.
Odepchnęłam go od siebie z siłą, jakiej wcześniej nie znałam w swoich rękach. Cofnął się dwa kroki i lekko zachwiał, unosząc wysoko brwi.
-Umówię się z tobą. Ale jeśli mi się nie spodoba, to odwalisz się ode mnie, jasne? - zaproponowałam, zanim o ty pomyślałam.
Szatyn spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale szybko pokiwał głową na zgodę. Podałam mu adres, umawiając się z nim dziś na siódmą wieczorem. Wpakowałam się w niezłe gówno.
Chciałabym, aby reszta lekcji trwała w nieskończoność, bo bałam się dziewiętnastej. Jednak wszystko minęło zbyt szybko jak na mój gust. Jedyny plus? Dzięki Benowi zapomniałam o plotkach w szkole, nawet o tych o mnie i szatynie.
Kamila (Pointless):
Zmęczyło mnie pisanie o tym, że piszemy to wspólnie: JA I DOMINIKA, ale niestety zmusiliście mnie, abym napisała to jeszcze raz. To przykre.
Co myślicie o randce Bena i Leny? Tak, to będzie straszne.
Jak wam minął świąteczny czas? Bardzo utuczyliście tyłki?
Bo mi przyszło parę kilo, jak nic.
I tak najlepsze było lepienie uszek i pierogów, i fałszowanie kolęd.
Lolz, ale ja mam dobry humor.
Więc jak wam się podoba ten rozdział i ''romans'' Leny z nauczycielem? Nie, nie macie na co liczyć, nie rozwiniemy tego tematu.
Ale powiem wam, że mamy fajne plany na najbliższy czas (znaczy nie wiem jak Dominika, najwyżej wcisnę się jej gdzieś w połowie zdania, co robię cały czas, tak wiem, jestem okropna).
Mam wręcz nieprzyzwoicie dobry humor.
Do napisania, moje miśki!
Heh, ktoś zauważył, że zmieniłam nazwę?