Okazało się, że nie jestem wystarczająco kompetentna, aby prowadzić wózek. Ciągnęłam się więc za Niallem, wrzucając produkty, o które mnie poprosił. Czułam się trochę jak niegrzeczne dziecko i miałam wrażenie, że chłopak zaraz mnie posadzi w siodełku dla dziecka, w które był wyposażony wózek. Była niedziela, zima chyliła się ku końcowi, spod śniegu wystawały malutkie przebiśniegi, słońce wyciągało promyki zza chmur, delikatnie ogrzewając jeszcze zimne powietrze. Mieszkam już u Nialla 2 miesiące i zaczynałam mieć co raz większe wyrzuty sumienia. Nie słuchałam się matki. Minął tydzień od naszego wypadu nad morze, a ja nie zrobiłam kompletnie nic, aby oddalić się od Nialla. Właściwie robiłam wszystko, aby osiągnąć wręcz przeciwny efekt. Zasypiałam z nim w jednym łóżku, pozwalałam na pocałunki i przytulenia, nie odsuwałam się, kiedy obejmował mnie ramieniem, a co najgorsze, zaczynałam jeść. Nie mówię, że wróciłam do obżerania się ile wlezie. Czasami zjadłam całą bułkę, zamiast pół. Kiedy indziej wypiłam kakao zamiast gorzkiej kawy lub zielonej herbaty. Te małe rzeczy sprawiały, że czułam się źle sama ze sobą. Przytyłam 3 kg przez te 2 miesiące i chciałam wrócić do domu ojca, aby zakopać się pod kołdrą i zrzucić co najmniej 5 kg. To pewnie stąd ten przypływ szczęścia, gdy zadzwonił do mnie w sobotę rano i powiedział, że w poniedziałek powinnam już wrócić do domu. Nigdy nie spodziewałam się, że perspektywa bycia z ojcem, tą przebrzydłą Elizabeth w tym cholernym domu kiedykolwiek mnie ucieszy, ale jednak doczekałam się tego momentu. Szkoda, że nie w taki sposób, w jaki bym pragnęła.
Oczywiście pozostawał mi obowiązek powiedzenia o tym Niallowi. Na początku myślałam, że nie dam rady tego wykrztusić. Ale szczęście wyjątkowo uśmiechnęło się do mnie tego dnia, bo Niall powiedział, że od czwartku startują z nową trasą koncertową, zaczął coś o tym, że oczywiście mogę u niego zostać, na co ja szybko mu przerwałam mówiąc, że nie ma takiej potrzeby, bo wyprowadzam się w poniedziałek. Nie patrzyłam na jego reakcję, tylko wstałam natychmiast od stołu, zgarniając nasze talerze po obiedzie. Cieszyłam się na perspektywę następnych miesięcy. Wrócę do domu, gdzie chyba wszyscy dadzą mi święty spokój, odetnę się od Nialla, wszystko wróci do normy. Dalej będę chudła, dalej będę się załamywała i powrócę do przykazania mojej mamy. Abym trzymała nogi na ziemi.
Kolejka ciągnęła się w nieskończoność. Przysięgam, że staliśmy tam z pół godziny. Nareszcie udało nam się wyjść ze sklepu i wpakować zakupy do bagażnika. Ruszyliśmy do domu. Lubiłam jeździć z Niallem autem, kiedy on prowadzi. Czułam się wtedy spokojna i bezpieczna. Niall prowadził samochód bezpiecznie i pewnie, nie wyprzedzał na ostatni moment, nie jeździł zbyt szybko. Nie mówię, że wlókł się za wszystkimi jak ślimak, ale nie popisywał się i był ostrożny. To dawało mi poczucie bezpieczeństwa na tyle duże, że po chwili zasypiałam, opierając głowę o szybę.
Jak zwykle zostałam obudzona przez Nialla. Otworzyłam zaspane oczy i zauważyłam, że wcale nie jesteśmy na podjeździe jego mieszkania. Nie, byliśmy w tym samym miejscu co tydzień wcześniej. Znowu owiał mnie morski wiatr i głęboko zaciągnęłam się świeżym powietrzem. Z pomocą Nialla wyszłam z samochodu. Tym razem nie zostaliśmy na klifie, tylko wybraliśmy się na długi spacer wzdłuż brzegu. Rzadki las okalał nas z każdej strony. Dążyliśmy cichą, wąską ścieżką, między nami nasze splecione dłonie i lekka rozmowa przeplatana chwilami milczenia.
Wtedy to do mnie doszło.
To był koniec.
Tak po prosu.
Mój piękny sen o szczęśliwym życiu z blondynem właśnie dobiegał końca i szare plamy rzeczywistości zaczęły się przedzierać na kolorowe marzenia.
Wracam do domu ojca. Niall wyjeżdża w trasę. Może przez tydzień uda się nam utrzymać kontakt, potem on będzie zbyt zajęty, aby do mnie zadzwonić, a ja ni będę miała tyle odwagi. Co ja sobie w ogóle myślałam?
Miałam nadzieje, że co? Że Niall będzie niczym przystojny książę na biały rumaku, który przyjedzie zawsze, gdy jego księżniczka będzie w niebezpieczeństwie? Jaka ja byłam naiwna! Przecież tu nie będzie żadnego: ''żyli długo i szczęśliwie''. Tutaj zostanie tylko: ''a książę żył długo i szczęśliwie, podczas gdy księżniczka została tą samą grubą, samotną, naiwną dziewczyną bez perspektyw''. Jestem taka żałosna... To koniec. Niall nigdy nie chciał mnie tak na prawdę w ten sposób. Było mu mnie żal, zaślepił się dobrym sercem, które chce każdemu pomóc. Ale on teraz wraca do rzeczywistości. Z powrotem będzie sławnym Niallem Horanem, przestanie być moim Ni. Spotka ładniejsze dziewczyny, bardziej warte jego uwagi i o mnie zapomni. Nawet jeśli nie...
My nie pasujemy do siebie. No bo co ja mam robić przy nim?
Jestem brzydką, nudną, zakompleksioną dziewczyną, która ma więcej blizn niż znajomych. A on jest sławnym na całym świecie, przystojnym i zabawnym piosenkarzem, który może mieć dosłownie każdą. Nie pasuję do jego świata, byłabym tam dziwakiem, osobą, o której szepczą słowa jak; ''o znowu przyprowadził tą głupią zdzirę''. Nie chcę być tym kimś. Nie chce psuć jego reputacji. Nie mogę. On to też sobie uświadomi i zostawi mnie ze złamanym sercem. Nie pozbierałabym się po tym. Nie dałabym rady. Byłam taka głupia chcąc zastąpić oczy mojej mamy tymi Nialla. One nigdy nie były takie same. W oczach mamy zawsze była troska, radość, spokój, cierpliwość i miłość. I w Nialla oczach mogę znaleźć to samo, tylko że tam jest jeszcze kilka rzeczy. Mogę tam zauważyć sławę, porywczość, zazdrość i coś, co sprawia, że chcę oderwać nogi od ziemi. I choć to wszystko jest pod zasłoną oczu mojej mamy, ich koloru i wyrazu, to pod spodem są te rzeczy, które tak bardzo nas różnią. I choć mogłabym się pogodzić ze sławą i zazdrością, to ta porywczość mnie przeraża. Strach oblewa mnie na samą myśl, że Niall znowu podniesie na mnie głos. A mamie obiecałam, że nigdy nie oderwę nóg od ziemi. Nie pasujemy.
Podziękuję Niallowi najlepiej jak umiem, a potem zostanę u siebie, on wróci do swojego życia. Nie mam zamiaru tworzyć większej ilości złamanych serc. Nie teraz.
Czas mija nam bardzo szybko i sama nie wiem, kiedy jesteśmy w domu, pakujemy moje rzeczy i w końcu kończymy na spakowaniu ostatniej torby z moimi rzeczami do bagażnika auta Nialla. Dyszymy ciężko i moje plecy na prawdę krzyczą, kiedy wreszcie opadam na fotel, rozluźniając mięśnie. Widzę jak Niall krzywi się, kiedy kładzie się na plecach na kanapie obok i wcale się mu nie dziwie. Przeniósł o wiele więcej niż ja i na dodatek to on wyciągał rzeczy z dolnych półek, więc przez 80% czasy był nachylony. Czuję się winna, więc wstaję z jękiem i każe mu położyć się na brzuchu. Marszczy brwi, ale posłusznie przewraca się na kanapie. Wygodnie siadam na jego tyłku i podciągam jego koszulkę do góry. Zaczynam masować dół jego pleców, w zamian dostając kilka pomruków przyjemności. Wydaje mi się, że rozmasowałam wszystkie z napiętych mięśni, więc spontanicznie całuję jego plecy między łopatkami, po czym zaskoczona własnym czynem szybko chcę wstać, ale powstrzymują mnie ręce Nialla na moich biodrach. Nie wiem jakim cudem tak szybko zdołał się obrócić na plecy, ale w ciągu sekundy leżę na jego klatce piersiowej. Nasze ciała ciasno przylegają do siebie, nie mogę wstać, bo ramiona Nialla silnie oplatają moją talię. Wiem, że jestem na przegranej pozycji, chłopak jest o wiele bardziej silny, a mimo wszystko czuję się bezpieczna. Wiem, że w razie co wystarczy słowo, aby mnie puścił. Układam się wygodniej, głowę układając przy jego szyi wdychając lekki zapach jego perfum zmieszany z proszkiem do prania i nim samym. Lubię ten zapach.
Zostało mi zaledwie kilka godzin z Niallem i chce je zapełnić jak najbardziej nim. Pogodziłam się z tym, że nasze drogi się rozejdą, więc chce jak najbardziej wykorzystać te ostatnie chwile. Warto je zapełnić miłymi wspomnieniami. Może za kilka lat będę miała uśmiech na twarzy wspominając swoją pierwszą, nieszczęśliwą miłość.
-Lena? - jestem już na granicy snu kiedy słyszę głos blondyna.
Zauważam, że zawsze gdy Niall jest w pobliżu mogę zasnąć w kilka sekund.
-Hmm... - mruczę do jego szyi, zmuszając swoje ciało do rozbudzenia się.
Wciskam nos głębiej w zagłębienie przy jego szyi. Jest mi ciepło i przyjemnie i jak najszybciej chcę powrócić do snu.
-Zostaniesz ze mną do czwartku? - jestem zaskoczona pytaniem Nialla.
Gwałtownie się rozbudzam, podnosząc głowę do góry, Niall momentalnie oblewa się rumieńcem i widać, że jest mieszany.
Patrzę się uważnie na niego, szybko rozważając za i przeciw.
Z jednej strony miałam się od niego odciąć, uciec już jutro i zakończyć tą historię omijając część ze złamanym sercem, a z drugiej strony... Mogę tu zostać jeszcze te cztery dni, a potem pożegnać go na lotnisku, całkiem oficjalnie, zamknąć ten rozdział grubą kreską, nie przejmując się tym, że zaczynamy się oddalać, czy jego prośbami o wytłumaczenie, dlaczego od niego nie odbieram.
Już mam otwierać usta, kiedy Niall zaczyna głupio się tłumaczyć:
-Bo... Cholera, nie mogę się pogodzić, że zaraz się rozstaniemy... i ja... ja nie chcę, żebym potem, cholera, Lena po prostu chcę cię mieć najbliżej jak mogę, póki... - wiem, co chce powiedzieć.
Wiem, bo sama czuję to samo. Też chcę wykorzystać ten moment jak najbardziej, póki mogę, bo potem nasz związek (o ile mogę to tak nazwać) będzie tylko wspomnieniem.
-Ni, jest okej. Zostanę tu, aż wyjedziesz, spokojnie. - mówię, a jego twarz natychmiast rozjaśnia uśmiech.
-Dziękuję, Lenka. Bo wiesz, po prostu łatwiej będzie się pożegnać na lotnisku ze świadomością, że za parę miesięcy ty tam będziesz stała czekając na mnie, niż żegnać się już teraz, a potem nie mieć odwagi, aby do siebie zadzwonić. - Niall szepcze, a ja blednę.
Och, więc jednak nie myśleliśmy o tym samym. Posyłam mu niemrawy uśmiech i podnoszę się, kierując w stronę kuchni. Blondyn mnie nie zatrzymuje.
-Lena, będziesz tam, aby mnie przywitać? Zostaniesz w moim życiu, prawda? - przystaję i ciężko przełykam ślinę.
Jak on niczego nie rozumie...
-Zrobię kolację. - mówię tylko i szybko wchodzę do kuchni. Nie czuję jego kroków za sobą, więc jestem spokojna.