Okazało się, że nie jestem wystarczająco kompetentna, aby prowadzić wózek. Ciągnęłam się więc za Niallem, wrzucając produkty, o które mnie poprosił. Czułam się trochę jak niegrzeczne dziecko i miałam wrażenie, że chłopak zaraz mnie posadzi w siodełku dla dziecka, w które był wyposażony wózek. Była niedziela, zima chyliła się ku końcowi, spod śniegu wystawały malutkie przebiśniegi, słońce wyciągało promyki zza chmur, delikatnie ogrzewając jeszcze zimne powietrze. Mieszkam już u Nialla 2 miesiące i zaczynałam mieć co raz większe wyrzuty sumienia. Nie słuchałam się matki. Minął tydzień od naszego wypadu nad morze, a ja nie zrobiłam kompletnie nic, aby oddalić się od Nialla. Właściwie robiłam wszystko, aby osiągnąć wręcz przeciwny efekt. Zasypiałam z nim w jednym łóżku, pozwalałam na pocałunki i przytulenia, nie odsuwałam się, kiedy obejmował mnie ramieniem, a co najgorsze, zaczynałam jeść. Nie mówię, że wróciłam do obżerania się ile wlezie. Czasami zjadłam całą bułkę, zamiast pół. Kiedy indziej wypiłam kakao zamiast gorzkiej kawy lub zielonej herbaty. Te małe rzeczy sprawiały, że czułam się źle sama ze sobą. Przytyłam 3 kg przez te 2 miesiące i chciałam wrócić do domu ojca, aby zakopać się pod kołdrą i zrzucić co najmniej 5 kg. To pewnie stąd ten przypływ szczęścia, gdy zadzwonił do mnie w sobotę rano i powiedział, że w poniedziałek powinnam już wrócić do domu. Nigdy nie spodziewałam się, że perspektywa bycia z ojcem, tą przebrzydłą Elizabeth w tym cholernym domu kiedykolwiek mnie ucieszy, ale jednak doczekałam się tego momentu. Szkoda, że nie w taki sposób, w jaki bym pragnęła.
Oczywiście pozostawał mi obowiązek powiedzenia o tym Niallowi. Na początku myślałam, że nie dam rady tego wykrztusić. Ale szczęście wyjątkowo uśmiechnęło się do mnie tego dnia, bo Niall powiedział, że od czwartku startują z nową trasą koncertową, zaczął coś o tym, że oczywiście mogę u niego zostać, na co ja szybko mu przerwałam mówiąc, że nie ma takiej potrzeby, bo wyprowadzam się w poniedziałek. Nie patrzyłam na jego reakcję, tylko wstałam natychmiast od stołu, zgarniając nasze talerze po obiedzie. Cieszyłam się na perspektywę następnych miesięcy. Wrócę do domu, gdzie chyba wszyscy dadzą mi święty spokój, odetnę się od Nialla, wszystko wróci do normy. Dalej będę chudła, dalej będę się załamywała i powrócę do przykazania mojej mamy. Abym trzymała nogi na ziemi.
Kolejka ciągnęła się w nieskończoność. Przysięgam, że staliśmy tam z pół godziny. Nareszcie udało nam się wyjść ze sklepu i wpakować zakupy do bagażnika. Ruszyliśmy do domu. Lubiłam jeździć z Niallem autem, kiedy on prowadzi. Czułam się wtedy spokojna i bezpieczna. Niall prowadził samochód bezpiecznie i pewnie, nie wyprzedzał na ostatni moment, nie jeździł zbyt szybko. Nie mówię, że wlókł się za wszystkimi jak ślimak, ale nie popisywał się i był ostrożny. To dawało mi poczucie bezpieczeństwa na tyle duże, że po chwili zasypiałam, opierając głowę o szybę.
Jak zwykle zostałam obudzona przez Nialla. Otworzyłam zaspane oczy i zauważyłam, że wcale nie jesteśmy na podjeździe jego mieszkania. Nie, byliśmy w tym samym miejscu co tydzień wcześniej. Znowu owiał mnie morski wiatr i głęboko zaciągnęłam się świeżym powietrzem. Z pomocą Nialla wyszłam z samochodu. Tym razem nie zostaliśmy na klifie, tylko wybraliśmy się na długi spacer wzdłuż brzegu. Rzadki las okalał nas z każdej strony. Dążyliśmy cichą, wąską ścieżką, między nami nasze splecione dłonie i lekka rozmowa przeplatana chwilami milczenia.
Wtedy to do mnie doszło.
To był koniec.
Tak po prosu.
Mój piękny sen o szczęśliwym życiu z blondynem właśnie dobiegał końca i szare plamy rzeczywistości zaczęły się przedzierać na kolorowe marzenia.
Wracam do domu ojca. Niall wyjeżdża w trasę. Może przez tydzień uda się nam utrzymać kontakt, potem on będzie zbyt zajęty, aby do mnie zadzwonić, a ja ni będę miała tyle odwagi. Co ja sobie w ogóle myślałam?
Miałam nadzieje, że co? Że Niall będzie niczym przystojny książę na biały rumaku, który przyjedzie zawsze, gdy jego księżniczka będzie w niebezpieczeństwie? Jaka ja byłam naiwna! Przecież tu nie będzie żadnego: ''żyli długo i szczęśliwie''. Tutaj zostanie tylko: ''a książę żył długo i szczęśliwie, podczas gdy księżniczka została tą samą grubą, samotną, naiwną dziewczyną bez perspektyw''. Jestem taka żałosna... To koniec. Niall nigdy nie chciał mnie tak na prawdę w ten sposób. Było mu mnie żal, zaślepił się dobrym sercem, które chce każdemu pomóc. Ale on teraz wraca do rzeczywistości. Z powrotem będzie sławnym Niallem Horanem, przestanie być moim Ni. Spotka ładniejsze dziewczyny, bardziej warte jego uwagi i o mnie zapomni. Nawet jeśli nie...
My nie pasujemy do siebie. No bo co ja mam robić przy nim?
Jestem brzydką, nudną, zakompleksioną dziewczyną, która ma więcej blizn niż znajomych. A on jest sławnym na całym świecie, przystojnym i zabawnym piosenkarzem, który może mieć dosłownie każdą. Nie pasuję do jego świata, byłabym tam dziwakiem, osobą, o której szepczą słowa jak; ''o znowu przyprowadził tą głupią zdzirę''. Nie chcę być tym kimś. Nie chce psuć jego reputacji. Nie mogę. On to też sobie uświadomi i zostawi mnie ze złamanym sercem. Nie pozbierałabym się po tym. Nie dałabym rady. Byłam taka głupia chcąc zastąpić oczy mojej mamy tymi Nialla. One nigdy nie były takie same. W oczach mamy zawsze była troska, radość, spokój, cierpliwość i miłość. I w Nialla oczach mogę znaleźć to samo, tylko że tam jest jeszcze kilka rzeczy. Mogę tam zauważyć sławę, porywczość, zazdrość i coś, co sprawia, że chcę oderwać nogi od ziemi. I choć to wszystko jest pod zasłoną oczu mojej mamy, ich koloru i wyrazu, to pod spodem są te rzeczy, które tak bardzo nas różnią. I choć mogłabym się pogodzić ze sławą i zazdrością, to ta porywczość mnie przeraża. Strach oblewa mnie na samą myśl, że Niall znowu podniesie na mnie głos. A mamie obiecałam, że nigdy nie oderwę nóg od ziemi. Nie pasujemy.
Podziękuję Niallowi najlepiej jak umiem, a potem zostanę u siebie, on wróci do swojego życia. Nie mam zamiaru tworzyć większej ilości złamanych serc. Nie teraz.
Czas mija nam bardzo szybko i sama nie wiem, kiedy jesteśmy w domu, pakujemy moje rzeczy i w końcu kończymy na spakowaniu ostatniej torby z moimi rzeczami do bagażnika auta Nialla. Dyszymy ciężko i moje plecy na prawdę krzyczą, kiedy wreszcie opadam na fotel, rozluźniając mięśnie. Widzę jak Niall krzywi się, kiedy kładzie się na plecach na kanapie obok i wcale się mu nie dziwie. Przeniósł o wiele więcej niż ja i na dodatek to on wyciągał rzeczy z dolnych półek, więc przez 80% czasy był nachylony. Czuję się winna, więc wstaję z jękiem i każe mu położyć się na brzuchu. Marszczy brwi, ale posłusznie przewraca się na kanapie. Wygodnie siadam na jego tyłku i podciągam jego koszulkę do góry. Zaczynam masować dół jego pleców, w zamian dostając kilka pomruków przyjemności. Wydaje mi się, że rozmasowałam wszystkie z napiętych mięśni, więc spontanicznie całuję jego plecy między łopatkami, po czym zaskoczona własnym czynem szybko chcę wstać, ale powstrzymują mnie ręce Nialla na moich biodrach. Nie wiem jakim cudem tak szybko zdołał się obrócić na plecy, ale w ciągu sekundy leżę na jego klatce piersiowej. Nasze ciała ciasno przylegają do siebie, nie mogę wstać, bo ramiona Nialla silnie oplatają moją talię. Wiem, że jestem na przegranej pozycji, chłopak jest o wiele bardziej silny, a mimo wszystko czuję się bezpieczna. Wiem, że w razie co wystarczy słowo, aby mnie puścił. Układam się wygodniej, głowę układając przy jego szyi wdychając lekki zapach jego perfum zmieszany z proszkiem do prania i nim samym. Lubię ten zapach.
Zostało mi zaledwie kilka godzin z Niallem i chce je zapełnić jak najbardziej nim. Pogodziłam się z tym, że nasze drogi się rozejdą, więc chce jak najbardziej wykorzystać te ostatnie chwile. Warto je zapełnić miłymi wspomnieniami. Może za kilka lat będę miała uśmiech na twarzy wspominając swoją pierwszą, nieszczęśliwą miłość.
-Lena? - jestem już na granicy snu kiedy słyszę głos blondyna.
Zauważam, że zawsze gdy Niall jest w pobliżu mogę zasnąć w kilka sekund.
-Hmm... - mruczę do jego szyi, zmuszając swoje ciało do rozbudzenia się.
Wciskam nos głębiej w zagłębienie przy jego szyi. Jest mi ciepło i przyjemnie i jak najszybciej chcę powrócić do snu.
-Zostaniesz ze mną do czwartku? - jestem zaskoczona pytaniem Nialla.
Gwałtownie się rozbudzam, podnosząc głowę do góry, Niall momentalnie oblewa się rumieńcem i widać, że jest mieszany.
Patrzę się uważnie na niego, szybko rozważając za i przeciw.
Z jednej strony miałam się od niego odciąć, uciec już jutro i zakończyć tą historię omijając część ze złamanym sercem, a z drugiej strony... Mogę tu zostać jeszcze te cztery dni, a potem pożegnać go na lotnisku, całkiem oficjalnie, zamknąć ten rozdział grubą kreską, nie przejmując się tym, że zaczynamy się oddalać, czy jego prośbami o wytłumaczenie, dlaczego od niego nie odbieram.
Już mam otwierać usta, kiedy Niall zaczyna głupio się tłumaczyć:
-Bo... Cholera, nie mogę się pogodzić, że zaraz się rozstaniemy... i ja... ja nie chcę, żebym potem, cholera, Lena po prostu chcę cię mieć najbliżej jak mogę, póki... - wiem, co chce powiedzieć.
Wiem, bo sama czuję to samo. Też chcę wykorzystać ten moment jak najbardziej, póki mogę, bo potem nasz związek (o ile mogę to tak nazwać) będzie tylko wspomnieniem.
-Ni, jest okej. Zostanę tu, aż wyjedziesz, spokojnie. - mówię, a jego twarz natychmiast rozjaśnia uśmiech.
-Dziękuję, Lenka. Bo wiesz, po prostu łatwiej będzie się pożegnać na lotnisku ze świadomością, że za parę miesięcy ty tam będziesz stała czekając na mnie, niż żegnać się już teraz, a potem nie mieć odwagi, aby do siebie zadzwonić. - Niall szepcze, a ja blednę.
Och, więc jednak nie myśleliśmy o tym samym. Posyłam mu niemrawy uśmiech i podnoszę się, kierując w stronę kuchni. Blondyn mnie nie zatrzymuje.
-Lena, będziesz tam, aby mnie przywitać? Zostaniesz w moim życiu, prawda? - przystaję i ciężko przełykam ślinę.
Jak on niczego nie rozumie...
-Zrobię kolację. - mówię tylko i szybko wchodzę do kuchni. Nie czuję jego kroków za sobą, więc jestem spokojna.
poniedziałek, 5 października 2015
poniedziałek, 24 sierpnia 2015
Rozdział 24
Za każdym razem, gdy czytałam jakąś książkę zastanawiałam się nad tym, dlaczego te głupie dziewczyny tak łatwo poddają się chłopcom. Dlaczego nie powiedzą im ''nie'' i po protu se pójdą, żegnając ich środkowym palcem. Ale teraz je rozumiem. Bo to wszystko nie jest takie łatwe.
Nie miałam pojęcia, gdzie jedziemy. Siedziałam tylko na fotelu pasażera, opierając głowę o szybę. Kolejne krajobrazy migały mi przed oczami, ale to nie miało większego znaczenia. Niall zatrzymał się przy jakimś supermarkecie i kazał mi zaczekać w aucie. Umówmy się, nie chciałam tu być. W ogóle nie chciałam kiedykolwiek być, wolałabym teraz leżeć w łóżku, lub żeby wcale mnie nie było. Ale siedziałam w tym przeklętym, drogim samochodzie i czekałam na tego sławnego blondyna, który powoli całkowicie wypłukuje ze mnie resztki racjonalnego i zdrowego myślenia. Ale czego ja spodziewałam się po relacji zaczynającej się na ratunku mnie przed samobójstwem. Niedoszli samobójcy rzadko kiedy darzą sympatią swoich wybawców (no chyba, że wyzdrowieją), ale ja nawet nie miałam pretensji do niego. Te małe chwile z nim, niezależnie jak bardzo ich nie chciałam, napawały mnie nadzieją i spokojem.
Niall nie wracał. Minęło już 40 minut, ja przeleciałam wszystkie stacje radiowe i przejrzałam od nowa moją galerię w telefonie, ale Nialla wciąż nie było. Postanowiłam go poszukać. Pociągnęłam za klamkę drzwi i naparłam na nie ramieniem, ale w tym samym momencie usłyszałam jak wszystkie zamki zamykają się i zostałam uwięziona. Zamknął mnie od środka. Wszystko wszystkim, ale nigdy nie spodziewałam się, że mnie zwyczajnie uwięzi.Opadłam na fotel i z powrotem zajęłam się jakąś głupią gierką w moim telefonie. Po dziesięciu minutach usłyszałam szczęk zamka w bagażniku, a chwilę potem poczułam powiew wiatru na karku. Blondyn wsiadł do auta.
- Chciałaś wyjść. - skomentował natychmiast.
- Nie było cię 40 minut, trochę się martwiłam. - byłam raczej poirytowana, ale niech se myśli.
- Były długie kolejki. - krótko odpowiedział.
Nie chciałam się kłócić, jeśli już mam spędzić z nim czas, niech to będzie miłe. Po za tym wciąż nawiedzał mnie obraz zezłoszczonego Nialla, a nie chciałam ponownie tego przejść, więc postanowiłam ugryźć się w język i nic nie odpowiadać.
Zasnęłam. Spokojna jazda, ciche dźwięki radia i poczucie bezpieczeństwa, które w jakiś dziwny sposób zapewniała mi obecność blondyna, ukołysały mnie jak matka malutkie dziecko. Dawno dobrze się nie wyspałam, więc byłam na prawdę zła, kiedy ktoś bezceremonialnie zaczął mnie wybudzać z moejej drzemki.
-Lena, dalej wstawaj. - głos Nialla przebijał do mojego umysłu.
Leniwie otworzyłam oczy. Słońce świeciło wysoko na niebie, delikatny wiatr orzeźwiał skórę, zapach morza przenikał przez płuca. Skorzystałam z dłoni, którą zaoferował mi blondyn i wyszłam na polanę na klifie, skąd rozciągał piękny widok na ocean.
Dawno nie byłam w tak urokliwym miejscu. Właściwie bardzo rzadko bywam w jakichkolwiek miejscach oprócz szkoły i domu. Pamiętam jak byłam mała i mama z tatą zabierali mnie nad morze. Siedzieliśmy całymi dniami na plaży, słońce świeciło, piach rozprzestrzeniał się po kocach, a potem docierał nawet do bułek z serem, ale nikomu to nie przeszkadzało. To była pełna beztroska, radość, coś, co bezpowrotnie utraciłam po odejściu ojca. Pełna rodzina razem. Kiedy zabrakło ojca, nie miałyśmy tyle czasu, mama musiała wciąż pracować, aby była w stanie mnie utrzymać, ale po pewnym czasie, gdy wszystko już było uporządkowane wracałyśmy w to miejsce we dwie. Byłam już starsza, leżałyśmy na ręcznikach, słońce pieściło naszą skórę, naprzemiennie czytałyśmy książki i rozmawiałyśmy o głupotach. I nagle tego zabrakło. Prysło jak bańka mydlana w momencie, gdy zadzwonili do mnie ze szpitala. W głowie widzę białe korytarze, którymi pędziłam na ostatnią rozmowę z mamą i momentalnie zbierają mi się łzy w oczach.
-Lena? Co się dzieje? - słyszę głos Niala i natychmiast wracam na ziemię.
Wyrwana z przemyśleń tracę orientację w tym, co się dzieje. Nie wiem gdzie jestem, kim jest osoba, która trzyma moją rękę, a nawet zna moje imię, jak się znalazłam w tym położeniu.
Spokojnie, od początku, od początku.
Mam na imię Lena, jestem z Polski, mama i babcia nie żyją, mieszkam u ojca w Londynie, który mnie zostawił, jestem tu z Niallem, który uratował mi życie. Wszystko jest w porządku, jestem bezpieczna.
Od śmierci matki, gdy pogrążam się w myślach i ktoś mnie z nich wyciągnie tracę orientację. Muszę sobie przypomnieć najważniejsze fakty i wracam do normy.
-Wszystko w porządku. Zamyśliłam się, przepraszam. - zwracam się do Nialla i próbuję go uspokoić uśmiechem, ale wychodzi mi tylko jakiś krzywy uśmiech.
To raczej nie zadowala chłopaka, ale daje mi spokój. Zamyka auto, przedtem zabierając wszystkie pakunki z bagażnika. Wraca do mnie i łapie mnie za dłoń, splątując nasze palce. Nie cofam dłoni. Wspólnie rozkładamy wielki koc, wyciągamy trochę jedzenia (nie ma tego zbyt wiele, Niall pamiętam, że raczej nie jem), Siadamy obok siebie, w ciszy patrząc na ocean obijający się o klify, na linie horyzontu i statki pływające w oddali. Koniec końców leżymy razem, opieram głowę na ego klatce piersiowej, a on delikatnie głaszcze moje włosy, toczymy niezobowiązującą gadkę o wszystkim i niczym, na polanie oprócz nas nie ma nikogo. Przez te chwile znów czuje się beztrosko i bezpiecznie jak za czasów dzieciństwa, czuję się wolna i jakby nikt nigdy nie mógł mi tego odebrać Zapada chwila ciszy, która nie jest dla nas w żaden sposób niezręczna. Przerywa ja Niall.
-Lena? - pyta cicho niepewnym głosem.
Mruczę tylko cicho w odpowiedzi na potwierdzeni, że g słucham.
-Ja... Dlaczego właściwie chciałaś się wtedy zabić?
To pytanie uderza mnie w prawie że fizyczny sposób, czuje się jakby ktoś przywalił mi młotem pneumatycznym w tył głowy, ból roznosi się od czaszki przez całe ciało, przez co cierpią nawet moje paznokcie u stóp i końcówki włosów. Znowu czuję się tak jak kiedy biegłam przez korytarze szpitala, tak samo, kiedy stałam na pogrzebie mojej babci, gdy w ciemny wieczór rozbiłam butelkę i planowałam swoją śmierć, a Niall na to nie pozwolił. Moje ciało zaczyna się trząść.
Niall reaguje niemal natychmiast.
Chłopak gwałtownie wstaje, tym samym unosząc mnie, wciąga na swoje kolana i przytula do swojego ciała. Pomimo tego, co w kółko próbuję sobie wmówić te ramiona mnie uspokajają i sprawiają, że czuję potrzebna, kochana i bezpieczna. Wiem, że to tylko złudzenie, pomimo wszystko to bardzo miłe złudzenie, więc tulę się mocniej do blondyna, prawie całkiem eliminując jakąkolwiek przestrzeń między nami.
-Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz, do niczego cię nie zmuszam. Przepraszam. - Niall coś tam jeszcze nerwowo szepcze mi do ucha, ale już go ie słucham.
W głowie mam tylko to, że jestem mu winna chociaż to. Chociaż głupie wyjaśnienia i słowo ''dziękuje''. To nie dużo, on na to zasługuje, dużo dla mnie poświęcił, a mimo to to dla mnie bardzo trudne. Jednak udaje mi się otworzyć usta.
-Byłam zrozpaczona. - głos Nialla momentalnie milknie, słucha mnie z uwagą. - Najpierw ojciec mnie porzucił, straciłam mamę i babcię i musiałam przeprowadzić się z domu do mojego ojca, który mnie nie che. Trafiłam w sam środek szczęśliwego, małego piekła pełnego różowego, uroczego potworka, idealnego syna, Idealna rodzina. Pracowity ojciec z rozwijającą się firmą, matka dbająca o dzieci, nikt mnie tu nie chciał. Akceptowali mnie, bu musieli. Czułam się obca, tęskniłam za prawdziwym domem, zapachem perfum mojej mamy i ciastek mojej babci. Tutaj czułam tylko zapach tego tandetnego odświeżacza powietrza. W tym domu nie było ciepła, czułości, której potrzebowałam, aby się pozbierać. Był wieczór, starałam się uczyć, ale Maddie nic, tylko w kółko podkręcała głośność muzyki z wieży. Byłam wtedy na granicy załamania, czułam się niechciana, brzydka, gruba i nikomu nie potrzebna. Nie mogłam nawet w pokoju zająć się czymś tak przyziemnym jak nauka. Nie wstrzymałam i wyszłam z domu, aby od tego uciec, ochłonąć. trafiłam do parku, położyłam się na ławce i palcami natrafiłam na szklaną butelkę... - mój głos się załamuje, Niall przyciska mnie mocniej, wplata palce między kosmyki moich wypłowiałych włosów. Potrzebuję chwili na uspokojenie się. - Myślałam o tym wcześniej, ale nigdy w tak realistyczny sposób. To był moment, chwila, abym podjęła decyzję. Rozbiłam butelkę i po prostu zaczęłam rozrywać nią skórę, potem przyszedłeś ty i... resztę znasz. - rozklejam się na dobre.
Nie wiem ile czasu cicho łkam w koszulkę Nialla, ale całe jego ramię jest mokre od moich łez. Przez chwilę rozważam powiedzenie mu o tym, że ma oczy mojej mamy, ale utwierdzam się w przekonaniu, że to nie jest dobry plan. Uspokajam się, a on jeszcze przez chwilę kołysze mnie w swoich objęciach. W końcu odsuwamy się od siebie, ale Niall nie pozwala mi zejść ze swoich kolan. Łapie mnie lekko za nadgarstek i patrzy mi w oczy, szukając choć cienia strachy. Pozwalam mu na podsunięcie materiału koszulki. Naszym oczom ukazują się szlaczki z blizn, prawdziwy labirynt, ale te najświeższe są mocniej widoczne. Grubsze, bardziej poszarpane, wciąż zaczerwienione. Patrzę i czuję jak składa pocałunki na każdej z nich, a potem nachyla się i opiera swoje czoło o moje, nasze nosy ocierają się o siebie, aż w końcu pozwalam mu się pocałować. To bardzo delikatny, czuły pocałunek, czuję jego prawą dłoń na mojej tali, lewa wciąż delikatnie okala mój nadgarstek, aż zsuwa się do dłoni i splatamy palce razem. Nasze usta prawie się nie poruszają, po prostu przyciskamy je do siebie, ale w tym momencie to nam w zupełności wystarcza. Mimo ciężkich chwil ludzie na prawdę otaczali mnie troską. Czułam ją od babci, cioci, mamy, kiedyś nawet taty. Ale nigdy nie dostałam jej tak wiele jak teraz. Nie ma tutaj niż z namiętności czy pożądania. W tym prostym dotyku jest miejsce tylko na troskę, czułość, wzajemne zaufanie, ciepło, bezpieczeństwo i bliskość. Nie mam pojęcia ile trwa nasz pocałunek. Może to było 30 sekund, może 30 minut. Jednak po nim w milczeniu rozplątywujemy się ze swoich ciał, zbieramy wszystko i wsiadamy do auta.
Kiedy podjeżdżamy na podjazd sprawdzam godzinę i z paniką stwierdzam, że albo za 10 minut wyjdę na zajęcia, albo się spóźnię. Zaczynam gorączkowo układać jakieś wytłumaczenie dla Nialla, kiedy on mnie wyręcza, tłumacząc, że musi coś jeszcze załatwić i w domu będzie dopiero po 20. Cóż, nie będę płakać. Wysiadam z auta i nawet macham Niallowi na pożegnanie, a następnie wbiegam jak szalona na górę biorę farby, płótno i pędzle dostanę tam i pędzę na autobus. Na szczęście zdążam na czas i do godziny 19 siedzę w studiu i maluję jak szalona. Na pierwszych zajęciach mamy namalować coś od siebie, na ma wyznaczonego tematu. Wreszcie mogę się uwolnić, dać upust emocjom. Kończąc odsuwam się od płótna i spoglądam na nie z daleka. Ku mojemu zdziwieniu widzę parę wtulającą się do siebie na kocu, za nimi rozciąga się widok wzburzonego oceanu. Nie muszę się zastanawiać, żeby wiedzieć, że namalowałam dzisiejsze wydarzenie. na szczęście nie widać twarzy, więc odstawiam płótno w wyznaczonym miejscu, pakuje farby, myję pędzle i wracam do domu. Dosłownie udaje mi się zdjąć buty i wejść do kuchni, gdy słyszę jak ktoś wchodzi do mieszkania i słyszę głos Nialla nawołujący mnie z przedpokoju. Idę do niego, a on podaje mi karton jeszcze gorącej pizzy i prosi, abym przełożyła to na jakiś talerz, sam znika w łazience. Kawałki pizzy lądują na dużym talerzu i zastanawiam się od kiedy Niall przejmuje się takimi rzeczami, zazwyczaj je z pudełka. Nie pytam jednak. Podaję mu talerz, a on całuje mnie lekko w policzek, a potem zatapia się w kanapę, opierając plecy i podłokietnik, co oznacza, że mam usiąść w ten sam sposób z drugiej strony. Nasze nogi splątują się ze sobą, ale nie przeszkadza to nam. Gadamy o jakiś bzdurach. podczas, gdy Niall je i jak zwykle zatrzymuje się na ostatnim kawałku i podaje mi talerz z nim. Nie jestem zdziwiona. Zawsze zjada całość zostawiając mi ostatni kawałek. Zawsze udaję że jem, w rzeczywistości wypluwając to, co miałam w buzi z powrotem do pudełka, a przed nakryciem chroni mnie górna część pudełka, którą układam tak, że zakrywa mi usta. I wtedy dochodzi do mnie dlaczego poprosił tym razem o talerz. Przejrzał mnie. Dalej gada coś od rzeczy, zachowując się jak gdyby nigdy nic, ale dla mnie to wydarzenie było straszne. Właśnie zmusił mnie do zjedzenia całego kawałka tej tłustej, niezdrowej pizzy z błyszczącym, topionym serem, na grubym, kalorycznym cieście. Jeden kawałek pewnie pokrywa tygodniową dawkę mojego przedziału kalorycznego. Zalewa mnie zimny pot, wiem, że Niall nie odpuści, ale sama też nie jestem głupia. Ledwo zjadam cały kawałek, każdy kęs staje mi w gardle. Gadamy jeszcze przez chwilę i zauważam, że jest już 22, mówię, że idę wziąć prysznic i zaraz wracam. Niall postanawia zrobić to samo. każdy z na ma łazienkę w swoim pokoju, więc to nie problem. Cieszę się z tego obrotu spraw, lejąca się woda skutecznie zagłuszy moje wymioty. Czekam, aż usłyszę strumień wody z łazienki Nialla, sama włączam swój prysznic, ale nie wchodzę tam, tylko sprawnie wywołuję wymioty, spuszczam wodę w toalecie, biorę najszybszy prysznic jaki potrafię, porządnie szoruję zęby i wracam na dół. Niall właśnie ułożył koce i poduszki na podłodze i chyba szykuje się kolejny seans filmowy. Pomagam mu dokończyć i wsuwamy się pod jeden, ogromny, cieplutki koc. Niall obejmuje mnie ramieniem i przestało mi to nawet przeszkadzać. Nie jesteśmy nawet w połowie filmu, gdy oboje stwierdzamy, że jesteśmy zmęczeni wydarzeniami dzisiejszego dnia. Wstajemy, postanawiamy ogarnąć poduszki jutro i już mam stawiać stopę na pierwszym schodku, gdy tracę grunt pod nogami. Niall wziął mnie na ręce i ignorując moje protesty stawia mnie dopiero przy ścianie między drzwiami do naszych pokoi. Całuje mnie w czoło i szeptem pyta, czy pójdę z nim spać. Kiwam głową i chwilę potem leżymy w jego łóżku, ciasno przytulenia.
-Niall? - odpowiada mi mruknięcie. - Dziękuję, że mnie wtedy uratowałeś.
Poczułam, że jego serce lekko przyspieszyło.
-Dziękuję, że dałaś się uratować - słyszę szept Nialla.
Moje serce też zaczyna bić mocniej.
Jestem już na skraju snu, gdy słyszę głos Nialla:
-I tak wiem, że zwymiotowałaś tą pizzę.
Nie jestem pewna, czy to sen, czy jawa, bo tuż po tym zasypiam.
------------------------------------------------------------
Moje oczy wróciły do stanu użyteczności i mogę już pisać.
Dziękuję, że mimo nieobecności ruch na blogu był całkiem duży.
Do napisania. Kamila.
Nie miałam pojęcia, gdzie jedziemy. Siedziałam tylko na fotelu pasażera, opierając głowę o szybę. Kolejne krajobrazy migały mi przed oczami, ale to nie miało większego znaczenia. Niall zatrzymał się przy jakimś supermarkecie i kazał mi zaczekać w aucie. Umówmy się, nie chciałam tu być. W ogóle nie chciałam kiedykolwiek być, wolałabym teraz leżeć w łóżku, lub żeby wcale mnie nie było. Ale siedziałam w tym przeklętym, drogim samochodzie i czekałam na tego sławnego blondyna, który powoli całkowicie wypłukuje ze mnie resztki racjonalnego i zdrowego myślenia. Ale czego ja spodziewałam się po relacji zaczynającej się na ratunku mnie przed samobójstwem. Niedoszli samobójcy rzadko kiedy darzą sympatią swoich wybawców (no chyba, że wyzdrowieją), ale ja nawet nie miałam pretensji do niego. Te małe chwile z nim, niezależnie jak bardzo ich nie chciałam, napawały mnie nadzieją i spokojem.
Niall nie wracał. Minęło już 40 minut, ja przeleciałam wszystkie stacje radiowe i przejrzałam od nowa moją galerię w telefonie, ale Nialla wciąż nie było. Postanowiłam go poszukać. Pociągnęłam za klamkę drzwi i naparłam na nie ramieniem, ale w tym samym momencie usłyszałam jak wszystkie zamki zamykają się i zostałam uwięziona. Zamknął mnie od środka. Wszystko wszystkim, ale nigdy nie spodziewałam się, że mnie zwyczajnie uwięzi.Opadłam na fotel i z powrotem zajęłam się jakąś głupią gierką w moim telefonie. Po dziesięciu minutach usłyszałam szczęk zamka w bagażniku, a chwilę potem poczułam powiew wiatru na karku. Blondyn wsiadł do auta.
- Chciałaś wyjść. - skomentował natychmiast.
- Nie było cię 40 minut, trochę się martwiłam. - byłam raczej poirytowana, ale niech se myśli.
- Były długie kolejki. - krótko odpowiedział.
Nie chciałam się kłócić, jeśli już mam spędzić z nim czas, niech to będzie miłe. Po za tym wciąż nawiedzał mnie obraz zezłoszczonego Nialla, a nie chciałam ponownie tego przejść, więc postanowiłam ugryźć się w język i nic nie odpowiadać.
Zasnęłam. Spokojna jazda, ciche dźwięki radia i poczucie bezpieczeństwa, które w jakiś dziwny sposób zapewniała mi obecność blondyna, ukołysały mnie jak matka malutkie dziecko. Dawno dobrze się nie wyspałam, więc byłam na prawdę zła, kiedy ktoś bezceremonialnie zaczął mnie wybudzać z moejej drzemki.
-Lena, dalej wstawaj. - głos Nialla przebijał do mojego umysłu.
Leniwie otworzyłam oczy. Słońce świeciło wysoko na niebie, delikatny wiatr orzeźwiał skórę, zapach morza przenikał przez płuca. Skorzystałam z dłoni, którą zaoferował mi blondyn i wyszłam na polanę na klifie, skąd rozciągał piękny widok na ocean.
Dawno nie byłam w tak urokliwym miejscu. Właściwie bardzo rzadko bywam w jakichkolwiek miejscach oprócz szkoły i domu. Pamiętam jak byłam mała i mama z tatą zabierali mnie nad morze. Siedzieliśmy całymi dniami na plaży, słońce świeciło, piach rozprzestrzeniał się po kocach, a potem docierał nawet do bułek z serem, ale nikomu to nie przeszkadzało. To była pełna beztroska, radość, coś, co bezpowrotnie utraciłam po odejściu ojca. Pełna rodzina razem. Kiedy zabrakło ojca, nie miałyśmy tyle czasu, mama musiała wciąż pracować, aby była w stanie mnie utrzymać, ale po pewnym czasie, gdy wszystko już było uporządkowane wracałyśmy w to miejsce we dwie. Byłam już starsza, leżałyśmy na ręcznikach, słońce pieściło naszą skórę, naprzemiennie czytałyśmy książki i rozmawiałyśmy o głupotach. I nagle tego zabrakło. Prysło jak bańka mydlana w momencie, gdy zadzwonili do mnie ze szpitala. W głowie widzę białe korytarze, którymi pędziłam na ostatnią rozmowę z mamą i momentalnie zbierają mi się łzy w oczach.
-Lena? Co się dzieje? - słyszę głos Niala i natychmiast wracam na ziemię.
Wyrwana z przemyśleń tracę orientację w tym, co się dzieje. Nie wiem gdzie jestem, kim jest osoba, która trzyma moją rękę, a nawet zna moje imię, jak się znalazłam w tym położeniu.
Spokojnie, od początku, od początku.
Mam na imię Lena, jestem z Polski, mama i babcia nie żyją, mieszkam u ojca w Londynie, który mnie zostawił, jestem tu z Niallem, który uratował mi życie. Wszystko jest w porządku, jestem bezpieczna.
Od śmierci matki, gdy pogrążam się w myślach i ktoś mnie z nich wyciągnie tracę orientację. Muszę sobie przypomnieć najważniejsze fakty i wracam do normy.
-Wszystko w porządku. Zamyśliłam się, przepraszam. - zwracam się do Nialla i próbuję go uspokoić uśmiechem, ale wychodzi mi tylko jakiś krzywy uśmiech.
To raczej nie zadowala chłopaka, ale daje mi spokój. Zamyka auto, przedtem zabierając wszystkie pakunki z bagażnika. Wraca do mnie i łapie mnie za dłoń, splątując nasze palce. Nie cofam dłoni. Wspólnie rozkładamy wielki koc, wyciągamy trochę jedzenia (nie ma tego zbyt wiele, Niall pamiętam, że raczej nie jem), Siadamy obok siebie, w ciszy patrząc na ocean obijający się o klify, na linie horyzontu i statki pływające w oddali. Koniec końców leżymy razem, opieram głowę na ego klatce piersiowej, a on delikatnie głaszcze moje włosy, toczymy niezobowiązującą gadkę o wszystkim i niczym, na polanie oprócz nas nie ma nikogo. Przez te chwile znów czuje się beztrosko i bezpiecznie jak za czasów dzieciństwa, czuję się wolna i jakby nikt nigdy nie mógł mi tego odebrać Zapada chwila ciszy, która nie jest dla nas w żaden sposób niezręczna. Przerywa ja Niall.
-Lena? - pyta cicho niepewnym głosem.
Mruczę tylko cicho w odpowiedzi na potwierdzeni, że g słucham.
-Ja... Dlaczego właściwie chciałaś się wtedy zabić?
To pytanie uderza mnie w prawie że fizyczny sposób, czuje się jakby ktoś przywalił mi młotem pneumatycznym w tył głowy, ból roznosi się od czaszki przez całe ciało, przez co cierpią nawet moje paznokcie u stóp i końcówki włosów. Znowu czuję się tak jak kiedy biegłam przez korytarze szpitala, tak samo, kiedy stałam na pogrzebie mojej babci, gdy w ciemny wieczór rozbiłam butelkę i planowałam swoją śmierć, a Niall na to nie pozwolił. Moje ciało zaczyna się trząść.
Niall reaguje niemal natychmiast.
Chłopak gwałtownie wstaje, tym samym unosząc mnie, wciąga na swoje kolana i przytula do swojego ciała. Pomimo tego, co w kółko próbuję sobie wmówić te ramiona mnie uspokajają i sprawiają, że czuję potrzebna, kochana i bezpieczna. Wiem, że to tylko złudzenie, pomimo wszystko to bardzo miłe złudzenie, więc tulę się mocniej do blondyna, prawie całkiem eliminując jakąkolwiek przestrzeń między nami.
-Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz, do niczego cię nie zmuszam. Przepraszam. - Niall coś tam jeszcze nerwowo szepcze mi do ucha, ale już go ie słucham.
W głowie mam tylko to, że jestem mu winna chociaż to. Chociaż głupie wyjaśnienia i słowo ''dziękuje''. To nie dużo, on na to zasługuje, dużo dla mnie poświęcił, a mimo to to dla mnie bardzo trudne. Jednak udaje mi się otworzyć usta.
-Byłam zrozpaczona. - głos Nialla momentalnie milknie, słucha mnie z uwagą. - Najpierw ojciec mnie porzucił, straciłam mamę i babcię i musiałam przeprowadzić się z domu do mojego ojca, który mnie nie che. Trafiłam w sam środek szczęśliwego, małego piekła pełnego różowego, uroczego potworka, idealnego syna, Idealna rodzina. Pracowity ojciec z rozwijającą się firmą, matka dbająca o dzieci, nikt mnie tu nie chciał. Akceptowali mnie, bu musieli. Czułam się obca, tęskniłam za prawdziwym domem, zapachem perfum mojej mamy i ciastek mojej babci. Tutaj czułam tylko zapach tego tandetnego odświeżacza powietrza. W tym domu nie było ciepła, czułości, której potrzebowałam, aby się pozbierać. Był wieczór, starałam się uczyć, ale Maddie nic, tylko w kółko podkręcała głośność muzyki z wieży. Byłam wtedy na granicy załamania, czułam się niechciana, brzydka, gruba i nikomu nie potrzebna. Nie mogłam nawet w pokoju zająć się czymś tak przyziemnym jak nauka. Nie wstrzymałam i wyszłam z domu, aby od tego uciec, ochłonąć. trafiłam do parku, położyłam się na ławce i palcami natrafiłam na szklaną butelkę... - mój głos się załamuje, Niall przyciska mnie mocniej, wplata palce między kosmyki moich wypłowiałych włosów. Potrzebuję chwili na uspokojenie się. - Myślałam o tym wcześniej, ale nigdy w tak realistyczny sposób. To był moment, chwila, abym podjęła decyzję. Rozbiłam butelkę i po prostu zaczęłam rozrywać nią skórę, potem przyszedłeś ty i... resztę znasz. - rozklejam się na dobre.
Nie wiem ile czasu cicho łkam w koszulkę Nialla, ale całe jego ramię jest mokre od moich łez. Przez chwilę rozważam powiedzenie mu o tym, że ma oczy mojej mamy, ale utwierdzam się w przekonaniu, że to nie jest dobry plan. Uspokajam się, a on jeszcze przez chwilę kołysze mnie w swoich objęciach. W końcu odsuwamy się od siebie, ale Niall nie pozwala mi zejść ze swoich kolan. Łapie mnie lekko za nadgarstek i patrzy mi w oczy, szukając choć cienia strachy. Pozwalam mu na podsunięcie materiału koszulki. Naszym oczom ukazują się szlaczki z blizn, prawdziwy labirynt, ale te najświeższe są mocniej widoczne. Grubsze, bardziej poszarpane, wciąż zaczerwienione. Patrzę i czuję jak składa pocałunki na każdej z nich, a potem nachyla się i opiera swoje czoło o moje, nasze nosy ocierają się o siebie, aż w końcu pozwalam mu się pocałować. To bardzo delikatny, czuły pocałunek, czuję jego prawą dłoń na mojej tali, lewa wciąż delikatnie okala mój nadgarstek, aż zsuwa się do dłoni i splatamy palce razem. Nasze usta prawie się nie poruszają, po prostu przyciskamy je do siebie, ale w tym momencie to nam w zupełności wystarcza. Mimo ciężkich chwil ludzie na prawdę otaczali mnie troską. Czułam ją od babci, cioci, mamy, kiedyś nawet taty. Ale nigdy nie dostałam jej tak wiele jak teraz. Nie ma tutaj niż z namiętności czy pożądania. W tym prostym dotyku jest miejsce tylko na troskę, czułość, wzajemne zaufanie, ciepło, bezpieczeństwo i bliskość. Nie mam pojęcia ile trwa nasz pocałunek. Może to było 30 sekund, może 30 minut. Jednak po nim w milczeniu rozplątywujemy się ze swoich ciał, zbieramy wszystko i wsiadamy do auta.
Kiedy podjeżdżamy na podjazd sprawdzam godzinę i z paniką stwierdzam, że albo za 10 minut wyjdę na zajęcia, albo się spóźnię. Zaczynam gorączkowo układać jakieś wytłumaczenie dla Nialla, kiedy on mnie wyręcza, tłumacząc, że musi coś jeszcze załatwić i w domu będzie dopiero po 20. Cóż, nie będę płakać. Wysiadam z auta i nawet macham Niallowi na pożegnanie, a następnie wbiegam jak szalona na górę biorę farby, płótno i pędzle dostanę tam i pędzę na autobus. Na szczęście zdążam na czas i do godziny 19 siedzę w studiu i maluję jak szalona. Na pierwszych zajęciach mamy namalować coś od siebie, na ma wyznaczonego tematu. Wreszcie mogę się uwolnić, dać upust emocjom. Kończąc odsuwam się od płótna i spoglądam na nie z daleka. Ku mojemu zdziwieniu widzę parę wtulającą się do siebie na kocu, za nimi rozciąga się widok wzburzonego oceanu. Nie muszę się zastanawiać, żeby wiedzieć, że namalowałam dzisiejsze wydarzenie. na szczęście nie widać twarzy, więc odstawiam płótno w wyznaczonym miejscu, pakuje farby, myję pędzle i wracam do domu. Dosłownie udaje mi się zdjąć buty i wejść do kuchni, gdy słyszę jak ktoś wchodzi do mieszkania i słyszę głos Nialla nawołujący mnie z przedpokoju. Idę do niego, a on podaje mi karton jeszcze gorącej pizzy i prosi, abym przełożyła to na jakiś talerz, sam znika w łazience. Kawałki pizzy lądują na dużym talerzu i zastanawiam się od kiedy Niall przejmuje się takimi rzeczami, zazwyczaj je z pudełka. Nie pytam jednak. Podaję mu talerz, a on całuje mnie lekko w policzek, a potem zatapia się w kanapę, opierając plecy i podłokietnik, co oznacza, że mam usiąść w ten sam sposób z drugiej strony. Nasze nogi splątują się ze sobą, ale nie przeszkadza to nam. Gadamy o jakiś bzdurach. podczas, gdy Niall je i jak zwykle zatrzymuje się na ostatnim kawałku i podaje mi talerz z nim. Nie jestem zdziwiona. Zawsze zjada całość zostawiając mi ostatni kawałek. Zawsze udaję że jem, w rzeczywistości wypluwając to, co miałam w buzi z powrotem do pudełka, a przed nakryciem chroni mnie górna część pudełka, którą układam tak, że zakrywa mi usta. I wtedy dochodzi do mnie dlaczego poprosił tym razem o talerz. Przejrzał mnie. Dalej gada coś od rzeczy, zachowując się jak gdyby nigdy nic, ale dla mnie to wydarzenie było straszne. Właśnie zmusił mnie do zjedzenia całego kawałka tej tłustej, niezdrowej pizzy z błyszczącym, topionym serem, na grubym, kalorycznym cieście. Jeden kawałek pewnie pokrywa tygodniową dawkę mojego przedziału kalorycznego. Zalewa mnie zimny pot, wiem, że Niall nie odpuści, ale sama też nie jestem głupia. Ledwo zjadam cały kawałek, każdy kęs staje mi w gardle. Gadamy jeszcze przez chwilę i zauważam, że jest już 22, mówię, że idę wziąć prysznic i zaraz wracam. Niall postanawia zrobić to samo. każdy z na ma łazienkę w swoim pokoju, więc to nie problem. Cieszę się z tego obrotu spraw, lejąca się woda skutecznie zagłuszy moje wymioty. Czekam, aż usłyszę strumień wody z łazienki Nialla, sama włączam swój prysznic, ale nie wchodzę tam, tylko sprawnie wywołuję wymioty, spuszczam wodę w toalecie, biorę najszybszy prysznic jaki potrafię, porządnie szoruję zęby i wracam na dół. Niall właśnie ułożył koce i poduszki na podłodze i chyba szykuje się kolejny seans filmowy. Pomagam mu dokończyć i wsuwamy się pod jeden, ogromny, cieplutki koc. Niall obejmuje mnie ramieniem i przestało mi to nawet przeszkadzać. Nie jesteśmy nawet w połowie filmu, gdy oboje stwierdzamy, że jesteśmy zmęczeni wydarzeniami dzisiejszego dnia. Wstajemy, postanawiamy ogarnąć poduszki jutro i już mam stawiać stopę na pierwszym schodku, gdy tracę grunt pod nogami. Niall wziął mnie na ręce i ignorując moje protesty stawia mnie dopiero przy ścianie między drzwiami do naszych pokoi. Całuje mnie w czoło i szeptem pyta, czy pójdę z nim spać. Kiwam głową i chwilę potem leżymy w jego łóżku, ciasno przytulenia.
-Niall? - odpowiada mi mruknięcie. - Dziękuję, że mnie wtedy uratowałeś.
Poczułam, że jego serce lekko przyspieszyło.
-Dziękuję, że dałaś się uratować - słyszę szept Nialla.
Moje serce też zaczyna bić mocniej.
Jestem już na skraju snu, gdy słyszę głos Nialla:
-I tak wiem, że zwymiotowałaś tą pizzę.
Nie jestem pewna, czy to sen, czy jawa, bo tuż po tym zasypiam.
------------------------------------------------------------
Moje oczy wróciły do stanu użyteczności i mogę już pisać.
Dziękuję, że mimo nieobecności ruch na blogu był całkiem duży.
Do napisania. Kamila.
piątek, 6 lutego 2015
INFO
Wiem, że rozdział powinien być dawno, ale tuż po dodaniu ostatniego złamałam rękę, więc nie byłam w stanie pisać, a teraz mam spore problemy z oczami, przez co prawie w ogóle nie siedzę przy komputerze, także nie wiem kiedy wstawię kolejny rozdział. Bardzo was przepraszam, ale na prawdę nie dam rady.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
© Agata | WioskaSzablonów
crazykira-resources | LeMex
ShedYourSkin | ferretmalfoy
masterjinn | colourlovers
FallingIntoCreation